Gdzie te dziewczyny, gdzie tamten świat / I tak po prostu...

Recenzja odcinków 1-6 trzeciego sezonu. Jako psychofanka "Seksu w wielkim mieście", która ma w domowej kolekcji wszystkie sezony kultowego serialu i regularnie do nich powraca, nieustannie zadaję sobie pytanie, kto jest grupą docelową jego kontynuacji. Oczywiście poza niesionymi siłą sentymentu miłośnikami dawnych perypetii Carrie, Mirandy, Charlotte i Samanthy – choć domyślam się, że i ci po

Jun 2, 2025 - 19:05
 0
Gdzie te dziewczyny, gdzie tamten świat / I tak po prostu...
Recenzja odcinkĂłw 1-6 trzeciego sezonu. Jako psychofanka "Seksu w wielkim mieście", ktĂłra ma w domowej kolekcji wszystkie sezony kultowego serialu i regularnie do nich powraca, nieustannie zadaję sobie pytanie, kto jest grupą docelową jego kontynuacji. Oczywiście poza niesionymi siłą sentymentu miłośnikami dawnych perypetii Carrie, Mirandy, Charlotte i Samanthy – choć domyślam się, Ĺźe i ci po dwĂłch pierwszych seriach nie czekali na trzecią, przebierając nogami. Dobra wiadomość jest taka, Ĺźe twĂłrcy odrobili pracę domową – jest mniej krindĹźowo (albo, o zgrozo, zwiększyła się moja tolerancja na czerstwe Ĺźarty). Zła, Ĺźe znowu jest nijako, bez polotu i własnej toĹźsamości.   W trzecim sezonie "I tak po prostu…", mimo niemal pięćdziesięciominutowych odcinkĂłw, fabularnie dzieje się niewiele. Carrie (Sarah Jessica Parker) dalej walczy o szczęście z Aidanem (John Corbett), choć przeszkĂłd do wspĂłlnego Ĺźycia przybywa. Odległość nastręcza problemĂłw komunikacyjnych, spotkania z członkami jego rodziny przypominają bardziej urywki z "The Jerry Springer Show" niĹź z "Domku na prerii", a nowy sąsiad naszej bohaterki nie dość, Ĺźe jest przystojny, to emocjonalną niedostępnością niebezpiecznie przypomina Mr Biga (Chris Noth). Miranda (Cynthia Nixon) eksploruje swoją seksualność, coraz bardziej zadurzając się w Joy (Dolly Wells), a Charlotte (Kristin Davis) ponownie startuje w zawodach na najlepszą matkę i Ĺźonę. Seema (Sarita Choudhury), czyli Samantha-bis (Kim Cattrall), nie pozwala, aby miłość wpłynęła na jej poczucie niezaleĹźności, choć samotność teĹź nie wydaje się dla niej komfortowym stanem. Lisa (Nicole Ari Parker), największa zapchajdziura tej produkcji, tym razem dostała powaĹźniejsze wątki – Ĺźaden z nich jednak nie jest na tyle szczery i interesujący, Ĺźebyśmy zapamiętali imię jej czy jej męża.    Być moĹźe nieuczciwością jest ciągłe odwoływanie się do serialowego pierwowzoru z początku lat 90. W końcu my takĹźe się zmieniamy: starzejemy się, wraz z upływem czasu redefiniują się nasze priorytety, potrzeby i tryb Ĺźycia, pojawiają się problemy abstrakcyjne dla osĂłb w młodszym wieku. Ewoluuje takĹźe świat. Ale twĂłrcy sami nas w tę nieuczciwość wpędzają, wykorzystując znane i uwielbiane przez nas postacie do stworzenia zupełnie innej narracji. Nie byłoby problemu, gdyby ta inność była jakościowa, chwytała zeitgeist niczym – dajmy na to – Joachim Trier, czarowała błyskotliwym Ĺźartem. Ona natomiast przypomina kotleta – juĹź nie tyle nawet odgrzewanego, co pokrytego pleśnią.  MetraĹź odcinkĂłw "Seksu w wielkim mieście" działał zdecydowanie na korzyść produkcji. Tryb "jeden wątek na bohaterkę" budował anegdotyczność opowieści, zwiększał dynamikę i trzymał uwagę. Obecny format z kolei rozwadnia historię, zlewając poszczegĂłlne epizody w jeden twĂłr o kształcie nieco bardziej wyszukanej telenoweli. W dawnych perypetiach nowojorskich dziewczyn moĹźna było przeglądać się niczym w lustrze, a humor, jak to w Ĺźyciu, miał lekko gorzki posmak. Dziś dostajemy częściej Ĺźarty cyrkowe, przerysowane, niezbyt przystające do rzeczywistości. Męczą takĹźe niedojrzałe, czasem wręcz histeryczne reakcje bohaterek. Po pewnych siebie kobietach, ktĂłre miały tzw. cojones, Ĺźeby kreować otaczający je świat, nie ma śladu. Trudno bowiem szukać pocieszenia w postaci Seemy, kiedy jej zachowania i wątki to kopiuj-wklej zachowania i wątki Samanthy, łącznie ze sceną rozstania z partnerem. A po co nam kopia, jeśli mamy oryginał? Meandry międzyludzkich zaleĹźności i społecznych bolączek w "Seksie w wielkim mieście" zarysowane były zawsze lekką, organiczną kreską. W kontynuacji waĹźkie kwestie są zaledwie pozycjami do odhaczenia na scenariuszowej liście – tak było we wcześniejszym sezonie z niebinarnością cĂłrki Charlotte, Rose (Alexa Swinton), tak jest w tym z poliamorycznym związkiem Lily (Cathy Ang). Najbardziej niewykorzystana wydaje się jednak postać Mirandy. TwĂłrcy mieli wspaniałą okazję do przyjrzenia się bohaterce, ktĂłra dość późno w Ĺźyciu odkryła swoją biseksualność i po rozpadzie pierwszej nieheteronormatywnej relacji weszła na zupełnie nowy rynek matrymonialny. Zapowiadająca się dobrze prĂłba eksploracji tego obszaru, ze wspaniałą epizodyczną rolą Rosie O’Donnell, kończy się kolejnym nieśmiesznym, karykaturalnym Ĺźartem. Nie ma tu Ĺźadnych zmagań, jest myślenie Ĺźyczeniowe scenarzystĂłw, przyjęte gdzieś po drodze pewniki. Nie ma pomysłu na sportretowanie społeczności LGBT+. Postać geja znowu jest dodatkiem do kreacji heteroseksualnych kobiet. I tak, wiem, jest to serial właśnie o kobietach, ale duĹźo chętniej obejrzałabym Ĺźyciowe i miłosne potyczki Anthony’ego (Mario Cantone) niĹź nieszczęsnej, papierowej Lisy. Tymczasem jego osoba zostaje znowu sprowadzona do stereotypowych klisz – ma być przede wszystkim pociesznym błaznem, od czasu do czasu zamieniającym się w refleksyjny kompas.  Przyznam bez bicia, Ĺźe kilka razy podczas oglądania tegoĹź sezonu szczerze i głośno się zaśmiałam, mając nadzieję na powrĂłt do lat świetności, kiedy rozmowy w barze przy drinku ze wzorkiem orbitującym między koleĹźankami a typami kręcącymi się dookoła, potencjalnymi partnerami na noc, a moĹźe i na całe Ĺźycie, brzmiały namacalnie i Ĺźyciowo. Nadzieja pozostaje jednak najwyraĹşniej matką głupich, bo powrĂłt do poziomu "I tak po prostu…" nastąpił nad wyraz szybko. To nie jest tak, Ĺźe oczekuję tego typu rodzajowych scenek non stop – w końcu nasze bohaterki w większości są juĹź w monogamicznych, długofalowych związkach. Ale czy w randkowaniu w "Seksie w wielkim mieście" chodziło tylko o seks, czy moĹźe jednak, jak mĂłwi Carrie w finałowej scenie szĂłstego sezonu, o stworzenie relacji ze sobą? Czy ukochane przez nas postacie nie zasługują na coś więcej niĹź bycie wieszakami dla wymyślnych kreacji pozostających burĹźujską fantazją poza finansowym zasięgiem widzĂłw? Czy instagramowy glamour nowojorskich apartamentĂłw, salony z wysokimi sufitami, są tym, o co pierwotnie w tej opowieści chodziło? I w końcu: czy jesteśmy w stanie dalej się nimi identyfikować? W scenach randki z zakonnicą, udawanego orgazmu czy pĂłjścia na kompromis z nowym sąsiadem: rezygnacji z czegoś, co się kocha, Ĺźeby dać coś drugiemu człowiekowi, odnalazłam klimat pierwowzoru. Trochę za mało jak na tyle godzin spędzonych przed ekranem. TakĹźe mimo olbrzymiej miłości do bohaterek i aktorek zostanę przy powtarzaniu starych odcinkĂłw, kiedy to Carrie Bradshaw głosem z offu diagnozowała otaczającą ją rzeczywistość w sposĂłb tak uniwersalny, Ĺźe do dziś nie ma on sobie rĂłwnych.Â