Eli Keszler – Eli Keszler
Dystopijne pejzaże, bardzo osobiste. Eli Keszler powraca szóstym solowym albumem sygnowanym tym razem własnym imieniem, bo jak sam przyznaje jest on rodzajem manifestu, którym jak dotąd Artykuł Eli Keszler – Eli Keszler pochodzi z serwisu Nowamuzyka.pl.

Dystopijne pejzaże, bardzo osobiste.
Eli Keszler powraca szóstym solowym albumem sygnowanym tym razem własnym imieniem, bo jak sam przyznaje jest on rodzajem manifestu, którym jak dotąd w najbadziej osobisty sposób udało mu się wyrazić siebie. Wydany nakładem wytwórni LUCKYME krążek to dla nowojorskiego kompozytora, perkusisty i artysty multidyscyplinarnego śmiały krok w stronę zupełnie nowej formy po którą do tej pory nie sięgał – cyklu piosenek, z gościnnym udziałem wokalistki Sofie Royer oraz Sama Gendela, w którym abstrakcyjna elektronika miesza się z noir jazzem, szeptanymi wokalami tworząc filmowe tekstury w iście lynchowskim klimacie.
Zapowiedzią premiery był singiel „Ever Shrinking World”, który przemycał atmosferę brzmieniowego kolażu intymności obecnego na całym albumie. Akustyczna subtelność – pełna szumów i konturów rytmu – zderza się tu z elektronicznym rozmyciem dźwięków, które pulsują ciepłem analogowych struktur. Słyszymy szelesty i przetworzone uderzenia, a wpleciony w miks wokal Keszlera wzmacnia introspekcyjny charakter utworu.
„Wild Wild West (feat. Sofie Royer)” na otwarcie to odważna estetyczna deklaracja – zaproszenie do świata kontrolowanego rozstroju: ambientowych szumów, dubowych przesterów i rozciągniętych akordów. Brzmienie buduje duszna, gęsta i powolna elektronika, a eteryczny głos Sofie brzmi tu jak wspomnienie.
Najbardziej wyrazistymi punktami są niewątpliwie utwory „Low Love (feat. Sofie Royer)”, którego początek oraz końcówka ociera się odrobinę o estetykę Sonic Youth, oraz „Speak for Me (feat. Sofie Royer)”. Obie ballady mają wyjątkowo sensualny charakter, a wokal Sofie jest antytezą do popowego śpiewu – pozbawiony emfazy i narracyjnej jednoznaczności.
Album stanowi niezwykle równą i przemyślaną kompozycję, w której piosenki przeplecione są trzema instrumentalnymi miniaturami. Pierwsza przypomina trochę dramaturgiczne przejście do innego stanu emocjonalnego, utrzymane w klimacie Mortona Feldmana. Druga – bardziej złożona – przywodzi estetykę Debussy’ego: migotliwą, efemeryczną i znacznie bardziej wyrafinowaną rytmicznie. Trzecia zaś jest owocem współpracy z cenionym amerykańskim saksofonistą i producentem muzycznym Samem Gendelem, gdzie światy obu artystów współistnieją w brzmieniu, a saksofon wślizguje się subtelnie, nie dominując kompozycji. Ta ostatnia wydaje się celowo niedokończona, co idealnie wpisuje się w intencję mikroimprowizacji.
Najjaśniejszym momentem albumu jest zdecydowanie utwór „Sun”, w którym stale obecne jest napięcie między ruchem a zawieszeniem. Połączenie perkusji i elektroniki stanowi u Keszlera współczesną interpretację koncepcji „Sheets of Sound”, wyraźnie rezonując z tym jazzowym konceptem.
Eli Keszler wydał swój najbardziej intymny album, opowiadający o stracie, miłości, pięknie i przemocy. Artysta czerpie z melodramatu, jednocześnie go przetwarzając. To kalejdoskopowa muzyka, w której idee ukazują się z wielu perspektyw jednocześnie. Wyjątkowy album w nieustannie zmieniającym się i zaskakującym dorobku artysty.
LUCKYME | 2025
https://www.facebook.com/elikeszler/
Artykuł Eli Keszler – Eli Keszler pochodzi z serwisu Nowamuzyka.pl.