Dzieci kukurydzy / Frendo

Przybywajcie do Kettle Springs! To malutka mieścina na dalekiej amerykańskiej prowincji. W jedynej restauracji w mieście będą na ciebie patrzeć spod byka, jeśli zbyt długo zajmie ci wybieranie czegoś z karty. Na swoich gankach w bujanych fotelach z przerażeniem będzie cię obserwować nieprzychylna przyjezdnym starszyzna. W oddali zauważysz fabrykę syropu kukurydzianego. Kiedyś symbol prosperity

Jun 2, 2025 - 01:35
 0
Dzieci kukurydzy / Frendo
Przybywajcie do Kettle Springs! To malutka mieścina na dalekiej amerykańskiej prowincji. W jedynej restauracji w mieście będą na ciebie patrzeć spod byka, jeśli zbyt długo zajmie ci wybieranie czegoś z karty. Na swoich gankach w bujanych fotelach z przeraĹźeniem będzie cię obserwować nieprzychylna przyjezdnym starszyzna. W oddali zauwaĹźysz fabrykę syropu kukurydzianego. Kiedyś symbol prosperity całego regionu i główne miejsce zatrudnienia. Dzisiaj to przygnębiający, opuszczony po poĹźarze przybytek, bez szans na dalsze funkcjonowanie. O bezpieczeństwo dba tu nękający młodzieĹź szeryf. Przeszedłeś na czerwonym świetle? Spodziewaj się nocki w areszcie. Wszystko to otoczone sięgającymi horyzont polami kukurydzy. Uroku dodaje jeszcze jeden smaczek. Bowiem od kilku dekad w okolicy grasuje klaun-seryjny morderca, wybierający na swoje ofiary imprezujących nastolatkĂłw. Jednym zdaniem: to po prostu wymarzony kurort. We "Frendo" Elego Craiga po Kettle Springs oprowadzą nas siedemnastoletnia Quinn (Katie Douglas) i jej ojciec Glenn (Aaron Abrams). UzaleĹźnienie od narkotykĂłw, potem śmierć z przedawkowania matki i Ĺźony była dla nich tak bolesnym doświadczeniem, Ĺźe uleczenia postanowili szukać z dala od zgiełku metropolii. Ten aktorski duet czasami potrafi wybić się poza wszechogarniającą anonimowość. SzczegĂłlnie Katie Douglas ma pokłady charyzmy, przebojowości i temperamentu. Potrafi być słodka i wściekła; rezolutna i spontaniczna – jedyny plusik w morzu problemĂłw "Frendo". W nowym miejscu Glenn ma otworzyć gabinet lekarski, a Quinn łatwiej będzie przygotować się do egzaminĂłw. Ktoś powie: widziałem to juĹź wcześniej milion razy! Wielu przyzna mu rację.  Z horrorami jest tak, Ĺźe działają, jeśli są prostolinijnymi straszakami, mającymi na celu wyłącznie wywołanie ciarek na plecach. Wcale teĹź nie muszą oblewać widzĂłw wiadrami krwi, wystarczy, Ĺźe niepokĂłj pojawia się podprogowo, dzięki pojedynczym ekspresjom dziwactw, odstępstw i lękĂłw. "Frendo" nie odnajduje się na Ĺźadnej z tych płaszczyzn. Wykrzywiona podstępnym uśmiechem cyrkowa maska oraz zgrzyt żądnej mordu piły mechanicznej jest obrazkiem naprawdę juĹź oswojonym. Przeskoczmy jednak nad samym wizerunkiem; moĹźe w kolejnych egzekucjach znajdziemy chociaĹź okruszki inscenizacyjnej kreatywności? Niestety, tylko jedna scena zabĂłjstwa realizowana na długim ujęciu, gdy podążamy za jedną z postaci, wybija się ponad niską, warsztatową średnią. We wszystkich innych przypadkach to mrok, wrzask, cios widłami w podbrzusze, rach-ciach i tąpnięcie zwłok na ziemię.  Gdzieś między jedną a drugą dekapitacją Eli Craig wplata uniwersalne wątki, mające pracować na liczne konflikty. MoĹźe nim być sposĂłb na przepracowanie traumy (konfrontacja vs ucieczka). Kiedy indziej tylko delikatnie poruszone zderzenie wielkomiejskości ze wsią, ale sprowadzone do doskwierającego braku Wi-Fi. Eh, to rozpuszczone gen Z! Wiodącym punktem zapalnym ma być międzypokoleniowa niechęć i wstręt starszych wobec młodszych. Dobrze, mĂłgłby to być całkiem uzasadniony argument do sięgnięcia po najcięższy sprzęt. Gdy we "Frendo" dochodzi jednak do oczekiwanego, wykrzyczanego pytania: Dlaczego?! Po co?!, otrzymamy niezrozumiały, absurdalny zalew sprzeczności. Objaw szaleństwa? Nie, scenopisarska niezdarność. W finale, mającym być dramaturgiczną kulminacją, stawka błyskawicznie rozpływa się w powietrzu. Zamiast konkretĂłw dostajemy nieznośny bełkot. Zamiast przeciwnika – dziwacznego Ĺźartownisia. Kino klasy B zasługuje na więcej.Â