„O (albo uniwersalny traktat o tym, dlaczego sprawy mają się tak, a nie inaczej)” Miki Liukkonen

  Wydawca: Wydawnictwo Insignis MediaData wydania: 4 czerwca 2025Przekład: Sebastian MusielakLiczba stron: 960Oprawa: twardaCena det.: 99,99 zł Tytuł recenzji: Piekło przesytu Miki Liukkonen nie miałby dzisiaj nawet czterdziestu lat. I już nie będzie ich mieć. Wieku, po którego przekroczeniu na przykład moje życie nabrało sensu i barw, zrealizowałem marzenia i zrobiłem wszystko, co wydawało mi się niemożliwe. Pozbywając się lęków i neuroz, które przez lata blokowały mnie w działaniu. Dlatego z tym większym smutkiem przeczytałem tę monumentalną powieść, bo młody autor pożegnał się z życiem, ponieważ zwyczajnie go nie uniósł. „O” będzie miało znamiona narracji kultowej oczywiście ze względu na biogram autora, jednakże nie uważam, że to ma być powodem uznania tej książki za jedną z najważniejszych powieści współczesnego świata. Ale gdybym jak przez wiele lat wybierał swoje książki roku, „O” z pewnością już by nią była, bo mam wrażenie, że czegoś tak głębokiego, genialnego i jednocześnie przeraźliwie smutnego nie czytałem od wielu lat.Warto zacząć od kwestii samobójczej śmierci autora, albowiem o samym samobójstwie książka wspomina kilka razy. Istotne jest tutaj tajemnicze odebranie sobie życia przez pewną studentkę. To taki leitmotiv, który spaja rzecz złożoną z dziesiątek opowieści, setek wątków, a może i z tysiąca sugestii do przemyślenia, w związku z tym rzetelne zrecenzowanie „O” jest dla mnie wyzwaniem, przed jakim nie stałem od lat. Już na samym początku pojawia się sugestia, że samobójstwo to coś na kształt marzenia o lepszym świecie. Wiary w to, że po dokonaniu tego czynu gorzej nie będzie. Że to przyniesie ulgę. Pod koniec powieści kwestia odebrania sobie życia potraktowana jest trochę inaczej. Ma to być efekt tak zwanej dezorientacji życiowej. Samobójca całkowicie traci życiowy azymut. Z mnóstwa powodów. O tych powodach będzie opowiadać „O”. Powieść ze znakomitym tytułem (pomijam podtytuł), bo przecież można go interpretować jako literę, onomatopeję, symbol, znak. Liukkonen zdaje się pisać wprost, nie stawiać na skomplikowaną symbolikę. Opowiada o sprawach właściwie oczywistych i często wychodzi od spraw trywialnych, którym nadaje zupełnie nowe znaczenie. Prezentuje monumentalną galerię postaci w szponach całej serii zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych, ze wszelkimi chorobami umysłu, z którymi XXI wiek próbuje walczyć, a jednocześnie daje coraz więcej okazji, by te zaburzenia się mnożyły. Tylko czy bohaterowie tej książki są zaburzeni, czy jednak okoliczności, w których doszło do różnego rodzaju załamań, pęknięć i nieodwracalnych strat tożsamościowych, to zaburzenie charakteryzujące dzisiejszy świat przesytu? Bo „O” jest o przesycie w każdym znaczeniu tego słowa. Także formalnie.Pomijam już fakt, że powieść jest bardzo długa, bo to nie zmieniło faktu, że czytałem ją na wdechu. Fiński artysta (myślę, że to lepsze niż pisarz określenie w przypadku tej narracji) pokazuje fragmentaryczność świata poprzez szereg dysfunkcji, w których szponach człowiek nie jest w stanie uporządkować rzeczywistości albo chociaż nadać jej jakiegoś celu. W tym znaczeniu istotna jest tu grupa młodych ludzi, którzy pracują wspólnie nad projektem uporządkowania widzenia świata dzięki kreowaniu. Świetna jest tutaj metafora lasu. W wyniku szeregu rozpraszających bodźców współczesny człowiek nie jest w stanie zobaczyć lasu, ponieważ zasłaniają mu go drzewa. Tu tymi drzewami mogą być neurozy, lęki, stany paranoiczne i wszelkie znane ludzkości fobie, które blokują, wprowadzają w irracjonalny stan niepanowania nad sobą, doprowadzają do pogłębiania wyobcowania. Bohaterowie „O” na przykład często wymiotują. To takie symboliczne pozbywanie się fizycznych toksyn z ciała. Co jednak z tymi, które zainfekowały dusze? Autor interesuje się nimi wyjątkowo dokładnie, opowiadając, jak bardzo udręczona psychicznie jest współczesność – a czyni to poprzez literaturę, w której znajdziemy dużo rozmaitych rozwiązań formalnych. Poza klasycznymi narracjami są tu na przykład partie dramaturgiczne, przytaczane listy, raporty, fragmenty z obrazowaniem onirycznym, mieszanie opowieści realistycznej z surrealistyczną. Miki Liukkonen stara się sprawdzać granice percepcji samego czytelnika. Albo pokazywać mu lustro, w którym boi się przejrzeć. Wszystko dopracowane w każdym detalu. W polskim wydaniu dzięki dwóm osobom.Liukkonen w zasadzie kolejną opowieść tworzy w znakomicie skonstruowanych przypisach, natomiast również tutaj – co rzadkie – towarzyszy mu znakomity polski tłumacz. Od lat cenię sobie świetne przekłady Sebastiana Musielaka, który tym razem dał z siebie absolutnie wszystko i tę benedyktyńską pracę można zauważyć także w jego uzupełnieniach do przypisów. Tłumacz miał okazję współpracować z autorem, zanim ten pożegnał się z życiem. Efekt tej współpracy jest naprawdę niezwykły. Powieść pulsuje tak odmiennymi rytmami, że czujemy, iż jest to narracja o różnorodności i przesycie. Zastanawiałem się nad tym, w jaki sposób polecić powieść, która właśnie z teg

Jun 6, 2025 - 10:00
 0
„O (albo uniwersalny traktat o tym, dlaczego sprawy mają się tak, a nie inaczej)” Miki Liukkonen

 

Wydawca: Wydawnictwo Insignis Media

Data wydania: 4 czerwca 2025

Przekład: Sebastian Musielak

Liczba stron: 960

Oprawa: twarda

Cena det.: 99,99 zł

Tytuł recenzji: Piekło przesytu

Miki Liukkonen nie miałby dzisiaj nawet czterdziestu lat. I już nie będzie ich mieć. Wieku, po którego przekroczeniu na przykład moje życie nabrało sensu i barw, zrealizowałem marzenia i zrobiłem wszystko, co wydawało mi się niemożliwe. Pozbywając się lęków i neuroz, które przez lata blokowały mnie w działaniu. Dlatego z tym większym smutkiem przeczytałem tę monumentalną powieść, bo młody autor pożegnał się z życiem, ponieważ zwyczajnie go nie uniósł. „O” będzie miało znamiona narracji kultowej oczywiście ze względu na biogram autora, jednakże nie uważam, że to ma być powodem uznania tej książki za jedną z najważniejszych powieści współczesnego świata. Ale gdybym jak przez wiele lat wybierał swoje książki roku, „O” z pewnością już by nią była, bo mam wrażenie, że czegoś tak głębokiego, genialnego i jednocześnie przeraźliwie smutnego nie czytałem od wielu lat.

Warto zacząć od kwestii samobójczej śmierci autora, albowiem o samym samobójstwie książka wspomina kilka razy. Istotne jest tutaj tajemnicze odebranie sobie życia przez pewną studentkę. To taki leitmotiv, który spaja rzecz złożoną z dziesiątek opowieści, setek wątków, a może i z tysiąca sugestii do przemyślenia, w związku z tym rzetelne zrecenzowanie „O” jest dla mnie wyzwaniem, przed jakim nie stałem od lat. Już na samym początku pojawia się sugestia, że samobójstwo to coś na kształt marzenia o lepszym świecie. Wiary w to, że po dokonaniu tego czynu gorzej nie będzie. Że to przyniesie ulgę. Pod koniec powieści kwestia odebrania sobie życia potraktowana jest trochę inaczej. Ma to być efekt tak zwanej dezorientacji życiowej. Samobójca całkowicie traci życiowy azymut. Z mnóstwa powodów. O tych powodach będzie opowiadać „O”. Powieść ze znakomitym tytułem (pomijam podtytuł), bo przecież można go interpretować jako literę, onomatopeję, symbol, znak. Liukkonen zdaje się pisać wprost, nie stawiać na skomplikowaną symbolikę. Opowiada o sprawach właściwie oczywistych i często wychodzi od spraw trywialnych, którym nadaje zupełnie nowe znaczenie. Prezentuje monumentalną galerię postaci w szponach całej serii zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych, ze wszelkimi chorobami umysłu, z którymi XXI wiek próbuje walczyć, a jednocześnie daje coraz więcej okazji, by te zaburzenia się mnożyły. Tylko czy bohaterowie tej książki są zaburzeni, czy jednak okoliczności, w których doszło do różnego rodzaju załamań, pęknięć i nieodwracalnych strat tożsamościowych, to zaburzenie charakteryzujące dzisiejszy świat przesytu? Bo „O” jest o przesycie w każdym znaczeniu tego słowa. Także formalnie.

Pomijam już fakt, że powieść jest bardzo długa, bo to nie zmieniło faktu, że czytałem ją na wdechu. Fiński artysta (myślę, że to lepsze niż pisarz określenie w przypadku tej narracji) pokazuje fragmentaryczność świata poprzez szereg dysfunkcji, w których szponach człowiek nie jest w stanie uporządkować rzeczywistości albo chociaż nadać jej jakiegoś celu. W tym znaczeniu istotna jest tu grupa młodych ludzi, którzy pracują wspólnie nad projektem uporządkowania widzenia świata dzięki kreowaniu. Świetna jest tutaj metafora lasu. W wyniku szeregu rozpraszających bodźców współczesny człowiek nie jest w stanie zobaczyć lasu, ponieważ zasłaniają mu go drzewa. Tu tymi drzewami mogą być neurozy, lęki, stany paranoiczne i wszelkie znane ludzkości fobie, które blokują, wprowadzają w irracjonalny stan niepanowania nad sobą, doprowadzają do pogłębiania wyobcowania. Bohaterowie „O” na przykład często wymiotują. To takie symboliczne pozbywanie się fizycznych toksyn z ciała. Co jednak z tymi, które zainfekowały dusze? Autor interesuje się nimi wyjątkowo dokładnie, opowiadając, jak bardzo udręczona psychicznie jest współczesność – a czyni to poprzez literaturę, w której znajdziemy dużo rozmaitych rozwiązań formalnych. Poza klasycznymi narracjami są tu na przykład partie dramaturgiczne, przytaczane listy, raporty, fragmenty z obrazowaniem onirycznym, mieszanie opowieści realistycznej z surrealistyczną. Miki Liukkonen stara się sprawdzać granice percepcji samego czytelnika. Albo pokazywać mu lustro, w którym boi się przejrzeć. Wszystko dopracowane w każdym detalu. W polskim wydaniu dzięki dwóm osobom.

Liukkonen w zasadzie kolejną opowieść tworzy w znakomicie skonstruowanych przypisach, natomiast również tutaj – co rzadkie – towarzyszy mu znakomity polski tłumacz. Od lat cenię sobie świetne przekłady Sebastiana Musielaka, który tym razem dał z siebie absolutnie wszystko i tę benedyktyńską pracę można zauważyć także w jego uzupełnieniach do przypisów. Tłumacz miał okazję współpracować z autorem, zanim ten pożegnał się z życiem. Efekt tej współpracy jest naprawdę niezwykły. Powieść pulsuje tak odmiennymi rytmami, że czujemy, iż jest to narracja o różnorodności i przesycie. Zastanawiałem się nad tym, w jaki sposób polecić powieść, która właśnie z tego powodu może nie być dla każdego, ale jakkolwiek jest napisana, jest na pewno o każdym z nas. O mrocznej stronie ludzkiej osobowości, a może o świecie, który się rozpada, polaryzuje, dręczy niejasnościami i niepewnością. Niektórzy zagłuszają to dzisiaj, wierząc populistom. Inni łykają leki. Jeszcze inni usuwają się na margines życia. Liukkonen pokaże, że to wcale nie jest margines. Że mnóstwo ludzi cierpi z powodu jednej podstawowej choroby współczesności: braku kontaktu z samym sobą, co prowadzi do poważnych zaburzeń w funkcjonowaniu. Dlatego tak, to jest książka dla każdego, choć nie każdy uniesie jej przesłanie, ale też nie każdy odnajdzie się w tym, co „O” proponuje formalnie. To jednak powieść, którą można czytać fragmentami, bardzo długo, do pewnych wątków powracać, niektóre analizując pod innym kątem. Książka do czytania na całe życie. Życie, które dla bohaterów często staje się nie do zniesienia.

W kipiącym od emocji życiu wciąż obecna jest śmierć. Duże wrażenie robi scena dotyczącej śmierci rozmowy głównego bohatera z ojcem. W tej retrospekcji Jerome odsłania pewien ból egzystencjalny, który będzie mu towarzyszył przez cały czas, a który usiłuje zagłuszyć, stosując pedantyczność oglądu rzeczywistości, obsesyjnie przywiązując wagę do upływu czasu (wykonywanie czynności, dokonywanie obserwacji w poszczególnych godzinach). Pierwszoosobowa narracja Jerome’a jest tu chyba kluczowa jak motyw samobójstwa studentki. A raczej najciekawsza do śledzenia. Nie tylko dlatego, że pokazuje rodzinę, w której tworzą się relacje ułatwiające, a nie utrudniające dalsze zmaganie się z życiem. Na przykład wszyscy rozumieją obsesję i lęk matki. Nikt nie rozumie obsesji i lęków pozostałych bohaterów. „O” przedstawia je, balansując na granicy czystego realizmu, sarkazmu, mistyki i czarnego humoru (tak, jest tu kilka scen zwyczajnie zabawnych, a wręcz doprowadzających do wybuchu śmiechu, bo tragizm potrafi być komiczny).

W opowieści głównego bohatera jest też mowa o treningach pływackich i samo pływanie jest tu istotną metaforą. Dlaczego? Choćby dlatego, że – jak konkluduje na początku Jerome – pływanie to przede wszystkim nietonięcie. Bohaterowie książki ze swoimi perypetiami rozgrywającymi się między innymi w Hiszpanii, Danii czy Finlandii, ale także na przestrzeni wieków – bo pojawią nam się tu takie postacie jak Tesla czy Jung – usiłują nie utonąć w oceanie obsesji i lęków. Ich życie przypomina dramatyczną walkę o każdy kolejny dzień i oddech. Sami sobie to fundują? Niekoniecznie. Jest przecież mowa o tym, jak ludzką świadomość kształtuje obecnie Internet – „niewidzialny ocean, w którym bezśmiertnie toniemy”. Wykoślawione, fragmentaryczne wizje rzeczywistości. Opinie zastępujące fakty. Brak punktów oparcia, czegoś pewnego. Coraz trudniej nam ze sobą i „O” opowie o tym w każdy możliwy literacki sposób. Powieść monumentalna, a w zasadzie całkiem otwarta. Zamknięta jedynie przez to, że tragiczny koniec życia fińskiego autora stawia dramatyczną ostatnią kropkę w tej książce, choć w grupie artystycznej pojawia się jeszcze sugestia, by w tym, co tworzą jej członkowie, odrzucić zakończenie jako takie. „O” to otwarty traktat o tym, że nadwrażliwi jesteśmy dzisiaj wszyscy. Niektórzy przekują to w pasję lub realizację marzeń. Inni skrzywdzą siebie. I wpadną w pułapkę. Liukkonen daje szanse swoim bohaterom. Nie dał jej sobie. Pozostawił po sobie „O” jako mroczne memento. Myślę, że powinien je przeczytać każdy, kto choć przez chwilę poczuł w życiu emocjonalny i psychiczny dyskomfort.