ŁOTR 1 po obejrzeniu „Andora” to seans obowiązkowy. Odbiera się go inaczej

Dwa tygodnie temu dobiegł końca Andor­, a niedługo później popularnością w serwisie Disney+ zaczął cieszyć się pierwszy ze spin-offów Gwiezdnych wojen – Łotr 1. Nic dziwnego – w końcu po 9 latach od premiery stał się bezpośrednim sequelem serialu i domknięciem losów tytułowego bohatera. I rany, ależ te dwie produkcje dobrze się spinają. Łotra 1 […]

May 30, 2025 - 03:15
 0
ŁOTR 1 po obejrzeniu „Andora” to seans obowiązkowy. Odbiera się go inaczej

Dwa tygodnie temu dobiegł końca Andor­, a niedługo później popularnością w serwisie Disney+ zaczął cieszyć się pierwszy ze spin-offów Gwiezdnych wojen – Łotr 1. Nic dziwnego – w końcu po 9 latach od premiery stał się bezpośrednim sequelem serialu i domknięciem losów tytułowego bohatera. I rany, ależ te dwie produkcje dobrze się spinają.

Łotra 1 polubiłem już od pierwszego seansu i nawet bez Andora uważałem, że to najlepsze Star Wars powstałe po sprzedaży marki Disneyowi. Teraz jednak, gdy stał się pomostem między Andorem, a Nową nadzieją, ogląda się go jeszcze lepiej i w innym świetle. Andor udał się doskonale – to bez wątpienia mój ulubiony serial z uniwersum Gwiezdnych wojen, który byłby znakomity nawet gdyby do niego nie należał. Jako thriller, serial szpiegowski, produkcja wojenna. Jeszcze żadna kinowa czy serialowa produkcja ze świata Star Wars nie pokazała z takimi detalami tego, jak żmudne, niebezpieczne i okupione cierpieniem były działania Rebelii i że jej członkowie to nie krystalicznie czyści bohaterowie, lecz zdesperowane osoby gotowe na wiele. Przy tam dała fascynujący wgląd w struktury Imperium i w „uliczny” poziom Gwiezdnych wojen. Mieszkania, sklepy, gabinety, miejsca pracy – niesamowite, ile Andor zrobił dla budowy tego świata. Już Łotr 1 był od zawsze takim surowszym, bardziej przyziemnym fragmentem Star Wars, mniej fantazyjnym niż filmy z głównej sagi. Przygnębiającym i mroczniejszym. W Andorze Tony Gilroy poszedł z tym nawet dalej, a przy okazji stworzył nowe, znakomite postaci (w dodatku kluczowe dla dalszych wydarzeń!) z moim faworytem Luthenem na czele.

Finałowe odcinki Andora stanowią zapowiedź dalszych wydarzeń, rzucając nowe światło nie tylko na Łotra 1, lecz także na Nową nadzieję. To tutaj możemy zobaczyć, w jakich okolicznościach Rebelia dowiaduje się o Gwieździe Śmierci i co dzieje się zaledwie kilka dni przed tym, jak Luke Skywalker wchodzi w posiadanie R2-D2 i C-3PO. Dzięki temu moment, w którym Luke niszczy stację Imperium w finale Nowej nadziei jest jeszcze bardziej satysfakcjonujący. Wróćmy jednak do Łotra 1, gdzie już pierwsza scena z udziałem Andora stanowi ciągłość z finałem serialu. Na końcu Andora Cassian wyrusza spotkać się z jego informatorem, a interakcję tę oglądamy właśnie w Łotrze. Dziewięć lat temu nie wiedzieliśmy jeszcze, jak zdeterminowany jest ten bohater, by dowiedzieć się czegoś więcej, ile już mówi mu nazwisko Galena Erso i dlaczego dla Rebelii tak ważne jest, żeby przejąć Jyn. Dziś, gdy mamy tę świadomość, Łotr 1 od razu wciąga jeszcze bardziej i od startu robi się bardziej dramatyczny.

łotr 1

Zupełnie inaczej postrzega się też niektóre z postaci. Na Mon Mothmę patrzymy z niemałym podziwem, gdy wspominamy jej niesamowitą przemowę w Senacie, a Krennic kojarzy nam się z opracowywaniem planów ludobójstwa na planecie Ghorman, co jeszcze bardziej wzmacnia go jako złoczyńcę. Lepiej też rozumiemy samego Andora, choćby w momencie, gdy na planecie Jedha czuje zaniepokojenie, widząc szturmowców w tłumie – nie wątpię, że przypomina mu się wtedy to, co oglądał właśnie na Ghorman – lub gdy mówi Jyn o tym, ile poświęcił. Dużo bardziej przygnębiająca jest też jego śmierć. To już nie „po prostu” główny bohater filmu, który ginie na końcu, lecz protagonista długiej historii o walce z Imperium, którego poczynania na przestrzeni lat oglądaliśmy przez wiele godzin. I który w chwili śmierci prawdopodobnie myśli o ostatniej wiadomości o ukochanej Bix. O tym, że odnajdą się po tym, jak zakończy się walka z Imperium. Gdyby tak było, stworzyliby zapewne szczęśliwą rodzinę z dzieckiem – Andor umarł jednak nie wiedząc, że ma potomka. Jak tu nie czuć przygnębienia?

W utrzymaniu ciągłości pomaga też fakt, że aktorzy nie zmienili się szczególnie przez dziewięć lat i nie wyglądają starzej w produkcji, która chronologicznie dzieje się wcześniej (zgrzytało to w Better Call Saul, innym skądinąd wspaniałym prequelu). Wyjątkiem jest oczywiście Bail Organa, w którego wciela się dwóch różnych aktorów (Jimmy Smits w filmie i Benjamin Bratt w serialu). To jednak na tyle udany recast, że nie wytrąca w znacznym stopniu – Brattowi świetnie udało się sportretować Baila, z szacunkiem do roli Smitsa.

Jeśli jeszcze nie mieliście okazji, zróbcie sobie tę przyjemność i obejrzyjcie Andora, Łotra 1, a na deser Nową nadzieję. Teraz seans tych dwóch filmów to zupełnie nowe doznanie – nawet bardziej emocjonalne i wciągające niż dotychczas. Trudno już będzie oglądać starą trylogię bez myślenia o tym, co działo się w poprzedzających latach i co pozwoliło dojść Rebelii do zwycięstwa. Siłą rzeczy nikt nie wspomina tam o Andorze, Luthenie czy Bix, ale wiemy, że bez nich mogło nie być świętowania na Endorze w Powrocie Jedi

A na koniec: