Seks, miĹoĹÄ i rock 'n' roll / Die, My Love
"MiĹoĹÄ, szaleĹstwo, szaleĹstwo, miĹoĹÄ" â ta sĹowna enigma to wszystko, co moĹźna przeczytaÄ o najnowszym dziele Lynne Ramsay na oficjalnej stronie canneĹskiej selekcji. Po szeĹciu latach od zdobycia laurĂłw za scenariusz do "Nigdy ciÄ tu nie byĹo"Â reĹźyserka wraca w glorii na Lazurowe WybrzeĹźe z najbardziej ĹźywioĹowym i bezkompromisowym narracyjnie dzieĹem w swojej karierze. Tym razem ĹÄ
czy siĹy w
"MiĹoĹÄ, szaleĹstwo, szaleĹstwo, miĹoĹÄ" â ta sĹowna enigma to wszystko, co moĹźna przeczytaÄ o najnowszym dziele Lynne Ramsay na oficjalnej stronie canneĹskiej selekcji. Po szeĹciu latach od zdobycia laurĂłw za scenariusz do "Nigdy ciÄ tu nie byĹo"Â reĹźyserka wraca w glorii na Lazurowe WybrzeĹźe z najbardziej ĹźywioĹowym i bezkompromisowym narracyjnie dzieĹem w swojej karierze. Tym razem ĹÄ
czy siĹy w energetyzujÄ
ce trio ze wspĂłĹscenarzystkami EndÄ
Walsh i Alice Birch. W ekspresywnej adaptacji psychologicznej powieĹci argentyĹskiej pisarki Ariany Harwicz Ramsay widowiskowo boksuje siÄ ze stereotypami na temat depresji poporodowej, ĹźeĹskiej "emocjonalnoĹci" oraz postÄpujÄ
cego kryzysu, zarĂłwno twĂłrczego i psychicznego, jak i zwiÄ
zkowego. "Die, My Love"Â to wymykajÄ
cy siÄ konwencjonalnemu myĹleniu o macierzyĹstwie film, ktĂłry pokazuje, co moĹźe siÄ wydarzyÄ, gdy powiesz wyczerpanej i dysocjujÄ
cej siÄ kobiecie w poĹogu: "uspokĂłj siÄ" (spoiler: Jennifer Lawrence zamienia siÄ w ĹmiercionoĹny miotacz ognia). PochĹaniajÄ
ce ekran jÄzory ognia, samotny dom poĹrodku sielskiego krajobrazu, a w nim dwoje Ĺźarliwych niegdyĹ kochankĂłw, ktĂłrzy juĹź wkrĂłtce stanÄ
siÄ rodzicami â balansujÄ
ce na granicy snu i szaleĹstwa "Die, My Love"Â juĹź od pierwszego kadru wzbudza skojarzenia z rĂłwnie wisceralnym "Mother!". UsuwajÄ
c z rĂłwnania nachalnÄ
religijnÄ
symbolikÄ i proekologiczny moraĹ, Ramsay skupia siÄ jednak przede wszystkim na anihilacji miĹoĹci i rodzicielskich zĹudzeĹ. Tym razem to kobieta jest postaciÄ
w twĂłrczym kryzysie â niegdyĹ pĹodna demiurĹźka, dziĹ znudzona i przebodĹşcowana macierzyĹstwem Grace (Jennifer Lawrence) stoi nad przepaĹciÄ
caĹkowitej autodestrukcji. GdzieĹ w tle majaczy jej partner Jackson (Robert Pattinson), zupeĹnie Ĺlepy i gĹuchy na wszelkie sygnaĹy rozsadzajÄ
cego ich zwiÄ
zek kryzysu. Przeprowadzka do starego, opuszczonego domu, nad ktĂłrym unosi siÄ jeszcze zbolaĹa dusza poprzedniego wĹaĹciciela-samobĂłjcy, brzmi jak idealna sceneria dla kina grozy. JeĹli miaĹabym jednak nazwaÄ "Die, My Love"Â horrorem to jedynie horrorem wczesnego macierzyĹstwa i poporodowej izolacji, z ktĂłrÄ
, czÄsto w ukryciu, zmagajÄ
siÄ setki tysiÄcy kobiet. Grace nie nawiedzajÄ
Ĺźadne duchy, a szczÄĹliwe przebĹyski z jej poprzedniego Ĺźycia z Jacksonem â peĹnego buntu, spontanicznoĹci i bezwstydnej bliskoĹci. Brudne tapety, brzÄczÄ
ce muchy i biegajÄ
ce po domu szczury ĹÄ
czÄ
siÄ w pejzaĹź ich przelotnej, przedrodzicielskiej utopii. W punkrockowej, eksplozywnej ekspozycji filmu do mikrofonu drze siÄ wniebogĹosy sama Ramsay, a spleceni w ognistym uĹcisku Lawrence i Pattinson wijÄ
siÄ dziko na podĹodze niczym pierwsi kochankowie pod sĹoĹcem. Chwila ta trwa zdecydowanie zbyt krĂłtko, zupeĹnie jak miĹosne zauroczenie, kiedy to serce bije jak stukot rozszalaĹych koni, a w brzuchu bulgocze stado gĹodnych motyli. "Die, My Love"Â wĹaĹnie wtedy odsĹania swoje oblicze jako niezwykle liryczna apoteoza twĂłrczej oraz seksualnej wolnoĹci i zarazem elegia dla gasnÄ
cych namiÄtnoĹci. Ramsay z rozedrganych nerwĂłw bohaterki i jej obezwĹadniajÄ
cej tÄsknoty za przeszĹoĹciÄ
tworzy swego rodzaju magiczny portal. Ten prowadzi prosto do pulsujÄ
cej od bodĹşcĂłw gĹowy kobiety, ktĂłrej wszyscy dookoĹa prĂłbujÄ
nadaÄ ĹatkÄ niezrĂłwnowaĹźonej, szalonej lub emocjonalnej. Im wiÄcej nieproszonych rad i diagnoz dostaje, w tym wiÄkszÄ
popada psychozÄ. Grace to bohaterka iĹcie ramsayowska, a wiÄc tragiczna, gĹÄboko wyalienowania i stopniowo tracÄ
ca ĹÄ
cznoĹÄ z otaczajÄ
cym jÄ
Ĺwiatem. Jak sama powtarza, problem nie leĹźy w spoczywajÄ
cym w jej ramionach dziecku â "On jest idealny, po prostu wszystko inne takie nie jest" â a w narastajÄ
cej presji speĹniania oczekiwaĹ innych. Realizm codziennoĹci matki spektakularnie zderza siÄ tu z surrealistycznymi wizjami chorego i osamotnionego umysĹu. Grana przez Lawrence postaÄ wydaje siÄ niemal reinkarnacjÄ
maĹego, buszujÄ
cego w zboĹźu Jamesa z "Nazwij to snem", ktĂłry swoje traumy i pokiereszowanÄ
przez los duszÄ koiĹ ucieczkÄ
w Ĺwiat nieposkromionej wyobraĹşni. Tam, gdzie trudno rozróşniÄ prawdÄ od metafory, Jennifer zamienia siÄ na ekranie w gotowÄ
do ataku drapieĹźnicÄ. W zasĹugujÄ
cej na laury niezwykle fizycznej i rozdzierajÄ
cej wnÄtrze roli, Amerykanka przypomina nam o swoim talencie, charyzmie i aktorskiej gibkoĹci, zaskakujÄ
c canneĹskÄ
widowniÄ swoim hipermaniakalnym "ja". Zaburzenia afektywne dwubiegunowe, z ktĂłrymi mierzy siÄ literacki pierwowzĂłr Grace, twĂłrczynie pozostawiajÄ
jedynie w sferze domysĹu, pokazujÄ
c rzeczywistoĹÄ gĹĂłwnie oczami szukajÄ
cej wyzwolenia i choÄ krzty ulgi kobiety. Oko kamery przez pierwszÄ
poĹowÄ filmu niemal zapomina o wystÄpujÄ
cym u boku Lawrence Robercie Pattinsonie, ktĂłry serwuje nam zaledwie czÄ
stkÄ pamiÄtnej ekspresji z "Mickey 17". Nietrudno porĂłwnaÄ Lawrence do Adjani w "OpÄtaniuâ, Adams w "Nocnej suce"Â czy Byrne w "If I Had Legs I'd Kick You". We wszystkich tych filmach figura matki ma w sobie coĹ niesĹychanie pierwotnego i zwierzÄcego, a grajÄ
ce w nich aktorki przeobraĹźajÄ
siÄ w dzikie i nieokieĹznane istoty. Ramsay przekornie rozprawia siÄ z przekonaniem o powinowactwie kobiety i jej seksualnoĹci z naturÄ
, pozwalajÄ
c Grace ulec swoim pierwotnym instynktom. TwĂłrczyni "Musimy porozmawiaÄ o Kevinie" znĂłw pokazuje, Ĺźe nie istnieje jeden niezawodny przepis na bycie dobrym rodzicem, tak samo, jak i nie ma jednego podrÄcznikowego obrazu poĹogu czy depresji poporodowej. Co waĹźne, szkocka filmowczyni idzie dalej niĹź Marielle Heller czy Mary Bronstein, zgĹÄbiajÄ
c w "Die, My Love"Â upadek partnerstwa, w ktĂłrym nigdy nie istniaĹa wspĂłlna przestrzeĹ na rozmowÄ i wsparcie. ChoÄ Jackson to postaÄ zaledwie poboczna, caĹkiem bezbarwna i zagubiona (po prostu "wychillowany goĹÄ" z memĂłw), nie jest wcale przesÄ
dzone, Ĺźe to rĂłwnieĹź czarny charakter. Ramsay, Walsh i Birch nie prĂłbujÄ
przekonaÄ nas, Ĺźe w zwiÄ
zku bohaterĂłw zawiniĹa tylko jedna osoba. MiĹoĹÄ, choÄ spina krĂłtki opis filmu niczym klamra, wcale nie wystarczy, by uratowaÄ to, co stracone. "Love Will Tear Us Apart" â wymownie wybrzmiewa w finale piosenka Joy Division.