Godardowskie igraszki / Nouvelle vague
Na seans "Nouvelle vague" wybraĹem siÄ do sali Bazin, mieszczÄ
cej siÄ na drugim piÄtrze canneĹskiego paĹacu festiwalowego i fakt, Ĺźe w ogĂłle mogĹem to zrobiÄ, uwaĹźam za niezĹÄ
ironiÄ. Ciasny pokĂłj z projektorem bierze swojÄ
nazwÄ od nazwiska AndrĂŠ Bazina, krytyka i teoretyka filmowego, jednego z zaĹoĹźycieli legendarnego "Cahiers du CinĂŠma" i niemal w peĹni podporzÄ
dkowany jest pokazom
Na seans "Nouvelle vague" wybraĹem siÄ do sali Bazin, mieszczÄ
cej siÄ na drugim piÄtrze canneĹskiego paĹacu festiwalowego i fakt, Ĺźe w ogĂłle mogĹem to zrobiÄ, uwaĹźam za niezĹÄ
ironiÄ. Ciasny pokĂłj z projektorem bierze swojÄ
nazwÄ od nazwiska AndrĂŠ Bazina, krytyka i teoretyka filmowego, jednego z zaĹoĹźycieli legendarnego "Cahiers du CinĂŠma" i niemal w peĹni podporzÄ
dkowany jest pokazom zarezerwowanym dla dziennikarzy. OprĂłcz Bazina w paĹacu i jego najbliĹźszych okolicach sale od swoich nazwisk otrzymali teĹź: prekursor Louis Lumière, surrealista Luis BuĂąuel, przedstawicielka Nowej Fali Agnès Varda czy kompozytor Claude Debussy (nigdy nie potrafiĹem zrozumieÄ, co wĹaĹciwie robi w tej grupie). Na film "do Godarda" niestety nigdy nie daĹo siÄ wybraÄ. TrochÄ to i szkoda, bo dla historii festiwalu w Cannes â czy teĹź raczej historii na festiwalu â francuski reformator moĹźe znaczyÄ wiÄcej niĹź caĹa czwĂłrka razem wziÄta. OkreĹlany jako niesforne dziecko, enfant terrible, stajÄ
cy zawsze pod prÄ
d dziaĹaĹ organizatorĂłw, Godard potrafiĹ wpĹywaÄ na ksztaĹt imprezy, nawet nie biorÄ
c w niej twĂłrczo udziaĹu. Pierwszy raz w konkursie gĹĂłwnym pojawiĹ siÄ dopiero z "Ratuj kto moĹźe (Ĺźycie)", nakrÄconym na 20 lat od swojego peĹnometraĹźowego debiutu, co nie przeszkodziĹo mu chociaĹźby stanÄ
Ä na czele grupy radykaĹĂłw przerywajÄ
cych festiwal w 1968 roku. W swoim "Nouvelle vague", dziele wyglÄ
dajÄ
cym z daleka jak okolicznoĹciowy produkt zamĂłwiony na uczczenie jakiejĹ okrÄ
gĹej rocznicy, Richard Linklater caĹkowicie pomija tÄ wĹaĹciwoĹÄ wiÄkszej niĹź filmy osoby reĹźysera. W swoim najnowszym projekcie twĂłrca "Boyhood" woli bowiem eksplorowaÄ niezwykĹoĹÄ Godardowskiego procesu twĂłrczego â rewolucjÄ przeprowadzonÄ
w relacji z samÄ
materiÄ
dzieĹa filmowego, a nie jego późniejszÄ
recepcjÄ
. By to zrobiÄ, "Nouvelle vague" sumiennie, niemal quasi-dokumentalnie, Ĺledzi kolejne etapy realizacji "Do utraty tchu"; pierwszego dzieĹa reĹźysera, powstaĹego naraz z potrzeby buntu przeciw stojÄ
cemu w miejscu przemysĹowi i kompleksĂłw wobec kolegĂłw ze Ĺrodowiska. "Swoje debiuty nakrÄcili juĹź Chabrol, Rohmer, Truffaut, Kast⌠a ja?" â narzeka w jednej z pierwszych scen Godard (znakomicie odegrany przez Guillaumeâa Marbecka). Szansa przychodzi szybko: w rÄce aspirujÄ
cego twĂłrcy wpada treatment filmu spisany przez przyjaciĂłĹ-reĹźyserĂłw, producent znajduje odpowiednie (niewysokie) finansowanie, aktorzy wskakujÄ
na pokĹad, znajduje siÄ i gotowa do pracy ekipa. To co, dziaĹamy? Temu dziaĹaniu â na zmianÄ szokujÄ
cemu i bawiÄ
cemu widza nawet dziĹ, szeĹÄdziesiÄ
t piÄÄ lat od premiery "Do utraty tchu" â zasadnicza czÄĹÄ nowego projektu Linklatera skĹada uniĹźony hoĹd. KaĹźdy dzieĹ pracy na planie zostaje skrupulatnie zrekonstruowany, a kaĹźda anegdota otrzymuje swojÄ
fabularnÄ
reprezentacjÄ. Widzimy wiÄc, jak Godard ukrywa swojego operatora w wĂłzku pocztowym, by kamera krÄcÄ
ca miejskie plenery nie przyciÄ
gaĹa uwagi gapiĂłw; jak sceny pisze kaĹźdego dnia przy Ĺniadaniu, jak podaje dialogi bohaterom dopiero wtedy, gdy krzyknie: "akcja!", jak oddany jest zasadzie, by stanowczo nie robiÄ wiÄcej niĹź jednego dubla i jak niemal nigdy nie patrzy w oko kamery. PercepcjÄ jego pracÄ Linklater zawiesza gdzieĹ miÄdzy ekscentryzmem a geniuszem; miÄdzy sfrustrowanym niezrozumieniem, z ktĂłrym twĂłrca spotyka siÄ ze strony obsady i ekipy, a naszÄ
ĹwiadomoĹciÄ
, co teĹź prĂłbuje w ten sposĂłb osiÄ
gnÄ
Ä â i co finalnie osiÄ
gnÄ
Ĺ. NajwiÄkszÄ
siĹÄ
"Nouvelle vague" okazuje siÄ czystoĹÄ Linklaterowskich intencji. Gdy Amerykanin powtarza w wywiadach, Ĺźe swojego debiutanckiego "Slackera" krÄciĹ pod ogromnym wpĹywem twĂłrczej metody Godarda z "Do utraty tchu", widzÄ niepodwaĹźalnÄ
prawdÄ tych sĹĂłw w esencji jego najnowszego filmu. Ta peĹnometraĹźowa laurka robi najpowaĹźniejsze wraĹźenie wĹaĹnie w prĂłbie wizualnej imitacji postulowanych przez reĹźysera prawideĹ Nowej Fali. Linklater krÄci w formacie 4:3, w czerni i bieli, montuje rwanie i na jump-cutach, w koĹcu inscenizuje nawet w ten sam sposĂłb, zmuszajÄ
c bohaterĂłw do monologowania w oko kamery. Jego ambicjÄ
jest nakrÄcenie naraz apoteozy i reprodukcji; filmu o twĂłrczej wielkoĹci Godarda, ktĂłry mĂłgĹby nakrÄciÄ sam Godard â choÄ oczywiĹcie nigdy by go nie nakrÄciĹ. Nawet nie dlatego, Ĺźe sam pomysĹ wydaĹby siÄ pewnie reĹźyserowi "Alphaville"Â wsteczny i infantylny, a zamiast wzruszenia w swoim zgorzkniaĹym sercu poczuĹby wyĹÄ
cznie zaĹźenowanie. WiÄkszym problemem "Nouvelle Vague"Â pozostaje fakt, Ĺźe w maĹpowaniu techniki i zarzucaniu widza kolejnymi dyskusjami na temat zadaĹ i celĂłw kina, dzieĹo Linklatera zatraca najwaĹźniejszÄ
wĹaĹciwoĹÄ dorobku Francuza, jakÄ
pozostaje bezgraniczne podporzÄ
dkowanie idei. Godard od samego poczÄ
tku byĹ przecieĹź duĹźo bardziej filozofem i teoretykiem niĹź filmowcem, ktĂłry do przedstawienia swoich tez wybraĹ jÄzyk kamery zamiast pisma; jego kino bardziej niĹź celem samym w sobie pozostawaĹo narzÄdziem wyrazu myĹli. Nawet jeĹli Linklater to rozumie, to w swoim teatrzyku nie znajduje na to miejsca. ByÄ moĹźe jest to po prostu efekt troski o bycie szczerym ze samym sobÄ
. ChoÄ twĂłrca "Nouvelle vague"Â na pewno podziwia Godarda, a swĂłj film nakrÄciĹ z potrzeby serca, a nie portfela, ceni go przede wszystkim za wĹaĹciwoĹci rewolucyjnej reĹźyserskiej formuĹy; tej samej, ktĂłra natchnÄĹa go miĹoĹciÄ
do kina, a ktĂłrÄ
ostatecznie porzuciĹ dla blasku fleszy i potencjaĹu Hollywoodzkich budĹźetĂłw. Dwudziesty czwarty (!) peĹny metraĹź Richarda Linklatera to dzieĹo przekonujÄ
ce o sympatii do ruchu francuskiej kontrkultury, ale raczej jako zjawiska kinofilskiego, a nie intelektualnego. Jego kamera z naboĹźnoĹciÄ
przepĹywa po jazzowych fakturach paryskich kawiarenek, chwyta dym z papierosĂłw, atmosferÄ zagorzaĹych dyskusji, dekadenckie spacery nad SekwanÄ
. Wszystko to jednak nic wiÄcej niĹź pusta formalna zabawa, dziaĹajÄ
ca w wyĹÄ
cznej sĹuĹźbie wyeksploatowanej do cna estetyki. JeĹli z pomocÄ
"Nouvelle vague" reĹźyser chciaĹ jakoĹ wskrzesiÄ istotÄ Nowej Fali, to zrobiĹ to, wybaczcie, w kontrolowanych warunkach swojego przydomowego basenu.