Bliscy nieznajomi / RomerĂ­a

"Romería" w języku hiszpańskim oznacza pielgrzymkę. Co roku w Hiszpanii i Ameryce Łacińskiej wierni odwiedzają miejsca dotknięte ręką Boga, by celebrować duchową odnowę w towarzystwie bliskich, tańca i folkowej muzyki. Właśnie taką symboliczną romerię – do zakamarków pamięci i zatartych wspomnień – odbywa w swoim trzecim filmie Carla Simón. Dryfując w odmętach prawdy i fikcji, tam, gdzie

May 23, 2025 - 14:05
 0
Bliscy nieznajomi / RomerĂ­a
"RomerĂ­a" w języku hiszpańskim oznacza pielgrzymkę. Co roku w Hiszpanii i Ameryce Łacińskiej wierni odwiedzają miejsca dotknięte ręką Boga, by celebrować duchową odnowę w towarzystwie bliskich, tańca i folkowej muzyki. Właśnie taką symboliczną romerię – do zakamarkĂłw pamięci i zatartych wspomnień – odbywa w swoim trzecim filmie Carla SimĂłn. Dryfując w odmętach prawdy i fikcji, tam, gdzie przeszłość miesza się z teraĹşniejszością, a gorące słońce otępia zmysły, katalońska reĹźyserka snuje oniryczną balladę o zerwanych więzach krwi i katartycznym powrocie do korzeni. Na poły autobiograficzna "Romeria" stanowi subtelne dopełnienie jej dotychczasowej twĂłrczości – traktującego o dzieciństwie "Lata 1993" czy lustrującego wielopokoleniowe napięcia rodzinne "AlcarrĂ s". Niczym narodowa spowiedĹş czy sterta wyrwanych z pamiętnika kartek – najnowsze dzieło SimĂłn łączy w sobie wątki personalne i społeczno-polityczne, otwarcie opowiadając o epidemii AIDS oraz kryzysie heroinowym trawiącym Hiszpanię przełomu lat 70. i 80.  W "Romerii" laureatka Złotego NiedĹşwiedzia spogląda na świat oczami wychowanej w rodzinie zastępczej Mariny (LlĂşcia Garcia), ktĂłra z torbą na plecach i sercem na dłoni przybywa na WybrzeĹźe Światła z całkowicie prozaicznego powodu. By mĂłc ubiegać się o stypendium na wymarzonych studiach filmowych, dziewczyna potrzebuje dostarczyć władzom uczelni podpis kogoś, z kim dzieli biologiczne pokrewieństwo. Nad wietrznym Atlantykiem poznaje dziadkĂłw i kuzynostwo i wtedy po raz pierwszy uświadamia sobie dziurę wydrążoną w swojej toĹźsamości. Czy moĹźna być częścią rodziny, ktĂłrej nigdy nie widziało się na oczy? – zastanawia się w filmie SimĂłn, ktĂłra przed dwoma dekadami odbyła podobną pielgrzymkę do swoich korzeni. Zanim jednak Marina dostrzeĹźe we wspĂłlnym DNA jakąkolwiek sentymentalną wartość, będzie musiała przeĹźyć kilka mniejszych i większych rozczarowań. Wszystko, co wiedziała o swoich zmarłych na AIDS matce i ojcu, okazuje się bowiem jedną z wielu pilnie strzeĹźonych przez rodzinę prawd. Osiemnastoletnia Marina ma w sobie coś z małej Fridy z "Lata 1993". Cicha, chodząca własnymi ścieĹźkami dziewczyna musi nagle odnaleźć się w zupełnie nowym otoczeniu u boku obcych jej "bliskich". Niczym samotna wilczyca dołączająca do stada, bohaterka poznaje zwyczaje obowiązujące w głośnej i patchworkowej watasze. "Wyglądasz zupełnie jak twoja mama" – słyszy od ciotki, ale wyraĹşnie powątpiewa w jej słowa. Dopiero gdy dziewczyna trafia na jeden z dziennikĂłw rodzicielki, wreszcie dostrzega zatarte między nią a sobą podobieństwa. Podczas sennej wyprawy w przeszłość "Romeria" sięga narracyjnej oraz wizualnej maestrii, stając się najpiękniejszą kroniką upadku i gasnącej niewinności, jaką SimĂłn pokazała nam kiedykolwiek na ekranie. Marina wchodzi w skĂłrę dwudziestoparoletniej matki, by przeĹźyć jej wspomnienia całą sobą. Dochodzi wĂłwczas do pewnej symbolicznej dysocjacji – czując na ciele dotyk galicyjskiego słońca, dziewczyna czuje obecność zmarłych rodzicĂłw. WyobraĹźa sobie jak Ĺźyli, kochali i cierpieli. Smakując po raz pierwszy całkowitej wolności, Marina po cichu odtwarza w głowie niemoĹźliwe scenariusze spotkania z nimi. Konfrontacja z matką i ojcem staje się dla protagonistki swoistą chimerą. Z zapisanych w pamiętniku słów Simon tka niezwykle osobiste, a przez to nieco hermetyczne poĹźegnanie z młodością i typowymi dla niej złudzeniami. To kino niezwykle sensualne i ulotne, płynące prosto z serca i filmowej wraĹźliwości reĹźyserki, ktĂłrej wizja znacznie bardziej niĹź wcześniej przypomina twĂłrczość chociaĹźby Alice Rohrwacher czy późnego Paolo Sorrentino. PorĂłwnanie do twĂłrczyni "La Chimery" wydaje się nieuniknione, nie działa jednak na korzyść Hiszpanki. Powolne tempo "Romerii", jej narracyjna powściągliwość i dokumentalny charakter z jednej strony zapewniają całkowitą immersję, z drugiej – pozostawiają niedosyt i dziwne poczucie wyobcowania. Z historią Mariny utoĹźsamiamy się właściwie dopiero w drugiej połowie filmu, w ktĂłrej twĂłrczyni odsłania nam jej rezolutność, buntowniczą naturę i upartość w dążenie do celu.  "Romeria" dojrzewa w widzu jeszcze na długie godziny po seansie. Działa jak za krĂłtki sen czy stare wspomnienie, ktĂłre człowiek mimowolnie odtwarza w głowie w zupełnie niespodziewanym momencie. Trzeci film SimĂłn jest nie tylko portretem rozbitej przez tragedię rodziny, ale takĹźe bolesnym świadectwem tego, co działo się za zamkniętymi drzwiami wielu hiszpańskich rodzinach. O tym, jak społeczne piętno i wstyd przed AIDS skazały chorych na umieranie w samotności, nadal nie mĂłwi się w ojczyĹşnie reĹźyserki wystarczająco duĹźo. Sentymentalna odyseja Galicyjki stanowi prĂłbę przywołania jednostkowej pamięci o wszystkich, ktĂłrych kolektywny lęk przed epidemią wymazał z kart narodowej historii. Choć "Romeria" to dzieło na wskroś elegijne, nie opowiada wcale o śmierci, ale o Ĺźyciu i radzeniu sobie ze stratą. SimĂłn pokazuje, Ĺźe choć ucieczka od traum zapisanych w genach jest niemoĹźliwa, zawsze moĹźna zacząć od początku. Â