Temptation Island / Rytuał

Twórcy horrorów kochają straszyć widzów historiami "opartymi na faktach". Zazwyczaj jednak takie filmy nie mają nic wspólnego z realnym światem. Wystarczy wspomnieć niedawną kinową opowieść o egzorcyzmach, w którym Franco Nero grał brodatego Jana Pawła II (chociaż jego imię nie pada na ekranie, którym jest papieżem). Twórcy "Rytuału" najwyraźniej zdawali sobie z tego sprawę i postanowili zrobić

Jun 16, 2025 - 15:35
 0
Temptation Island / Rytuał
Twórcy horrorów kochają straszyć widzów historiami "opartymi na faktach". Zazwyczaj jednak takie filmy nie mają nic wspólnego z realnym światem. Wystarczy wspomnieć niedawną kinową opowieść o egzorcyzmach, w którym Franco Nero grał brodatego Jana Pawła II (chociaż jego imię nie pada na ekranie, którym jest papieżem). Twórcy "Rytuału" najwyraźniej zdawali sobie z tego sprawę i postanowili zrobić wszystko, co w ich mocy, by widzowie uwierzyli, że prezentowana przez nich niewiarygodna historia miała miejsce naprawdę. Punktem wyjścia dla fabuły "Rytuału" są wydarzenia sprzed prawie stu lat. Jak możemy dowiedzieć się z napisów początkowych i końcowych, film inspirowany jest najlepiej udokumentowanymi egzorcyzmami w historii Stanów Zjednoczonych. Scenariusz natomiast bazuje rzekomo na notatkach jednego z księży biorących udział w tym rytuale.  Ale na tym nie kończyła się pogoń twórców za autentycznością. Dlatego "Rytuał" – pomimo wielu atrybutów narracyjnych typowych dla klasycznego horroru – nie przypomina typowego filmu o egzorcyzmach. Reżyser David Midell oraz scenarzysta Enrico Natale stawiają na akcentowanie rutyny w procesie wypędzania demonicznych sił, na żmudne recytowanie litanii i modlitw. Tutaj akcent położony jest na fizyczny i duchowy wysiłek, na postępy w ślimaczym tempie. I takie podejście ma swoje zalety. W przeciwieństwie do typowego blichtru większości filmów o egzorcyzmach, tutaj naprawdę można poczuć, jak nadzieja i wiara marnieją w obliczu pozornych braków poprawy lub nawet pogarszania się stanu osoby poddawanej egzorcyzmom. Podczas gdy w typowym horrorze zwątpienie jest wyłącznie punktem niezbędnym w posunięciu fabuły do przodu, w "Rytuale" można łatwo zrozumieć, skąd się to bierze. Podobne zwątpienie poczuje zresztą niejeden widz, który spodziewa się ekscytującej walki z demonicznymi siłami – zamiast tego dostajemy sceny, w których poza potokiem słów nic się nie dzieje. Widzów może też rozczarować gra aktorska. Al Pacino wygląda, jakby grał przez sen. Dan Stevens jest tylko nieco bardziej żwawy. W tym twórczym szaleństwie jest jednak metoda. Ani księża, ani zakonnice pojawiający się w "Rytuale" nie są typowymi bohaterami horrorów. To ludzie zmęczeni, zagubieni, przestraszeni, stający w obliczu zjawisk, które ich wyraźnie przerastają, których nie rozumieją, w które nawet nie do końca wierzą. Jeśli na sali kinowej znajdą się osoby prawdziwie wierzące, to mogłyby się naprawdę wystraszyć tym, co zobaczą na ekranie. Mogłyby, ale tak się nie stanie. A wszystko przez pracę kamery. Teoretycznie rozumiem, co stało za decyzją artystyczną, by opowieść była filmowana w tak specyficzny sposób. Estetyka żywcem wyjęta z programów typu reality show miała zapewne zwiększyć poczucie autentyczności. Jednak wszystkie te ekstremalne najazdy, zbliżenia, drżenia, przeskoki są tak bardzo przesadzone, że trudno nie odczytywać ich jako formy wyśmiewania się z popularnej telewizyjnej formuły. Prowadzi to do schizoidalnego stanu, w którym widz rozumie, że powinien czuć grozę, a musi powstrzymywać się przed parsknięciem śmiechem, bo rytuał egzorcyzmu zmienia się w satyrę na programy typu "Temptation Island" czy "The Real Housewives". Pochwalam starania twórców, by stworzyć nową formę opowiadania o egzorcyzmach. Żałuję, że nie zakończyły się sukcesem.