Szósty akt jest wyjątkowo długi czyli wpis górski szósty
Przebywanie w górach sprawia, że człowiek powoli traci wiarę w jakiekolwiek prognozy pogody. To…

Przebywanie w górach sprawia, że człowiek powoli traci wiarę w jakiekolwiek prognozy pogody. To znaczy wierzy wyłącznie w wyglądanie za okno i próbę przewidzenia czy te chmury, które właśnie zawisły nad miastem skończą się deszczem czy rozwieją za pięć minut. A wszystko w czasie przeglądania aplikacji, która informuje cię, że właściwie to już pada. Wobec takiego braku pewności wybrałyśmy drogę najpewniejszą, czyli uznałyśmy, że idziemy do Morskiego Oka. Trzeba bowiem powiedzieć, że to dokładnie ta trasa, na której warunki pogodowe są drugorzędne.
Zanim jednak ruszymy na wycieczkę czas na kącik „porady turystyczne Zwierza”. Dziś w kąciku: Zawsze sprawdzaj co masz przy sobie w plecaku. Wiadomo, że w plecaku turysty powinny znaleźć się takie rzeczy jak kurtka, chustka albo czapka, krem UV, plastry, coś do picia i rzeczy tak ważne jak telefon czy portfel. Co nie powinno się znaleźć w plecaku turysty? Suszarka do włosów, którą włożyło się tam dwa dni temu by wysuszyć włosy po wizycie na basenie. To znaczy ja wam nie bronię zabierania suszarek na spacery i wycieczki, ale nie jest to przedmiot pierwszej potrzeby. Ja moją suszarkę zabrałam na długi spacer. Jej obecność w plecaku odkryłam dopiero po powrocie. Co ciekawe pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy „Gdyby zjadł mnie niedźwiedź i został po mnie tylko plecak, to ratownicy górscy pomyśleliby, że jestem bardzo próżna”. Także radzę wam – suszarkom róbcie ograniczone wycieczki. To koniec kącika turystycznych porad Zwierza.
Samej trasy na Morskie Oko nie będę wam streszczać, bo kto był raz ten wie, że to taka trasa, że się idzie, idzie, idzie i w końcu się dochodzi. Nie ma gdzie spaść, potknąć się, runąć w dół (na szczęście) ale też nie ma takiej atmosfery górskiej wyprawy, bo idzie się po asfalcie. Ten z resztą na naszej wycieczce lśnił nowością, bo właśnie kilka dni temu na dużym kawałku go wymieniono. Ale to właśnie jest poziom atrakcji drogi na Morskie Oko – zauważasz, że wymienili asfalt. Można się jeszcze bawić w zabawę pod tytułem „Ile razy wyminę tę wycieczkę szkolną”. Zabawa jest nawet ciekawa, bo można na jej podstawie policzyć ile razy wycieczka szkolna zatrzymuje się na mały postój a potem musi nadrabiać wejście poganiana przez opiekunów, którzy muszą masę dzieci zagnać na górę a potem natychmiast sprowadzić na dół. Kiedy mijała nas jedna grupa usłyszałam, że muszą się spieszyć, bo mają jeszcze „spotkanie z góralem”. Są takie dni, w których bardzo się cieszę, że zakończyłam wszelką edukację i to jest właśnie chwila, w której myślę, że mi po wycieczce nikt nie każe się jeszcze spotykać z góralem.
Okolice Morskiego Oka pokazują niesamowity paradoks masowej turystyki górskiej. Gdy staniecie niedaleko schroniska (które jest w remoncie, co sprawia, że jest tam straszny hałas) możecie dojść do wniosku, że gór już nie ma. Tłumy ludzi i młodzieży na brzegu jeziora starają się złapać jak najlepsze ujęcie. Jest niesamowicie głośno, tłoczno i po prostu nieprzyjemnie. Zwłaszcza, że zawsze jest tam kilka poganianych przez wychowawców wycieczek szkolnych. No koszmar. Paradoks polega na tym, że wystarczy przejść dosłownie dziesięć minut dalej kamienistą ścieżką biegnącą wokół jeziora by nagle znów było cicho. Im dalej idziecie ścieżką tym spokojniej się robi. Gdy staniecie przy Morskim Oku dosłownie naprzeciwległym brzegu od schroniska, to jedyne dźwięki jakie będą wam towarzyszyć to szum wodospadu, pluskanie wody rozbijającej się o kamienie i ewentualnie wasz własny oddech. I tak, ludzie chodzą wokół jeziora, bo to ścieżka prosta i bez podejść, ale to tylko ułamek olbrzymiej grupy, która kończy na schronisku. Także, z jednej strony mamy do czynienia z miejscem absolutnie przeładowanym, z drugiej – dwa kroki dalej jest spokój i cisza. Co dobrze moim zdaniem pokazuje, że w Tatrach jak najbardziej da się znaleźć miejsca, gdzie jest zupełnie miło i nie trzeba nawet jakoś się bardzo starać. Dwa kroki w bok i już nagle jesteśmy w alternatywnej rzeczywistości.
Obejście jeziora zajmuje godzinkę i ma jeszcze jeden plus. Daje dodatkowe kroki. Widzicie, mam podejrzenie, że matka ma lubi chodzić do Morskiego Oka nie dla wrażeń czy widoków, ale dlatego, że już kiedyś ogarnęła, że spacer tam i z powrotem z obejściem jeziora to ponad 35 tys. kroków. Czyli dokładnie tyle, żeby mogła mi powiedzieć „nawet należy nam się obiad”. Z resztą tu muszę wam zdradzić, że na wyjazdach takich jak ten planowanie co się zje stanowi największy intelektualny wysiłek, Bo skoro człowiek już zapracował chodzeniem na pyszny obiadek, to przecież nie chciałby go stracić na coś mało smacznego. Na całe szczęście jak człowiek ma kilka godzin wycieczki na planowanie obiadu to zwykle trafia dobrze. Z resztą mam wrażenie, że jakość jedzenia w Zakopanem przed sezonem jest wyższa niż w sezonie. Być może nie powinno to dziwić, bo jednak łatwiej gotować dobrze jak turyści nie walą drzwiami i oknami.
Z resztą tu muszę was poinformować, że w obliczu wszystkich zawirowań w polskiej kadrze piłki nożnej, coraz częściej dochodzę do wniosku, że funkcję selekcjonera powinna przejąć moja szacowna matka. Opanowała ona bowiem trudną do zignorowania sztukę „motywacji przez brak nadziei”. Kiedy jej mówisz „to już pewnie tylko jeden zakręt” odpowiada „Każdemu się tak wydaje, ale to jeszcze nie teraz”. Kiedy spoglądam dookoła i mówię „To już chyba połowa szlaku” matka odpowiada „Najwyżej jedna trzecia”. Gdy radośnie stwierdzam „Coś szybko idziemy” matka spogląda na zegarek i odpowiada „Trochę poniżej wyznaczonego czasu, czyli nie bardzo szybko”. Myślę, że ta wspaniała umiejętność zapewniania człowieka, że nie idzie mu dobrze i nie jest wspaniale zadziałałaby doskonale na naszą kadrę. A coś tam słyszałam, że stanowisko się otwiera.
Na koniec zapewne zastanawiacie się jak tam nasze mistrzostwa w chodzie. Nie jest źle – dziś przeszłyśmy wystarczająco by pobić poprzedni rekord, więc jest już 110 kilometrów na liczniku. Mój krokomierz w telefonie naprawdę nie ma pojęcia co się dzieje i wysyła mi powiadomienia pytając czy na pewno nie chcę zarejestrować jakiegoś treningu. Licznik punktów kardio zalecanych przez WHO się tak przekręcił, że następnym razem będę mogła ruszać nogami gdzieś we wrześniu i nadal będę na plusie. Jedyny minus takiego wypoczynku, to że szybko mija. Na początku człowiekowi się wydaje, że będzie w tych górach latami, a potem matka każe ci się pakować i zastanawiasz się jakim cudem ci się to wszystko zmieści do walizki bez pomocy męża, który by na niej usiadł. A najgorsze jest to, że te kilka dni zupełnie siadają ci na psychikę i powoli zaczynasz myśleć, że znów będziesz za górami strasznie tęsknić.