2Pac stoczył w szkole rapową bitwę - fragment biografii tylko u nas
W Polsce ukazała się jedyna autoryzowana biografia Tupaca Shakura, która powstała z inicjatywy jego matki – Afeni Shakur. Książka autorstwa Staci Robinson to historia człowieka, który stał się symbolem sprzeciwu, głosem pokolenia i jedną z największych ikon kultury XX wieku. Polskie wydanie ukazało się nakładem Wydawnictwa SQN – dzięki jego uprzejmości mamy dla Was fragment książki. "– Czarnuch! Słowo odbiło się od szklanych drzwi Baltimore School for the Arts i dotarło do uszu Tupaca. Odwrócił się i zobaczył samochód, a w nim białe dzieciaki. Patrzyły na niego. Jeden splunął przez okno. Tupac zamarł. Afeni wiedziała, że ta chwila nadejdzie. Przygotowywała go na nią. – W życiu każdego czarnego chłopca, który kończy siedem lat albo później, kiedy ma na przykład jedenaście, lub jeszcze kiedy indziej – tłumaczyła w wywiadzie – istnieje dziewięćdziesiąt procent szans, że ktoś na niego spojrzy i rzuci wyzwiskiem. Bez różnicy jakim… to nie musi być słowo na „cz”… Spojrzą na dziecko i pokażą mu, gdzie jest jego miejsce w tym kraju. Chciałam, żeby kiedy to się stanie, umiał skierować się tu – w tym momencie Afeni położyła rękę na sercu – i odnaleźć piękno, czystość, siłę ducha, żeby odszukał to w sobie i umiał się sprzeciwić. Tupac postąpił, jak go uczyła. Wziął głęboki oddech. Ani myślał pozwolić, by głupota i złośliwość tych dzieciaków wytrąciła go z równowagi. Szkoda mu było czasu na takie bzdury. Nadszedł dzień przesłuchania – i nic nie mogło mu przeszkodzić w dobrym występie. Szybko wziął się w garść, odwrócił się i wszedł do budynku. Stanął pod kręconymi schodami z marmuru, by zebrać myśli przed przesłuchaniem. Wszedł do szkolnego audytorium i usiadł. Czekał, aż go wywołają. Gdy usłyszał swoje nazwisko, przywołał wszystkie nauki Erniego McClintocka i zaprezentował monolog z Rodzynka w słońcu. Zamiast jednak powtarzać kwestie, które wypowiadał jako Travis, wyrecytował słowa napisane dla jego ojca, Waltera Lee – być może dlatego, że trochę od tamtego czasu wydoroślał. Nie miał tremy przed czteroosobową komisją, deklamował bez stresu, stanowczo. Kiedy zamilkł, był pewien, że dobrze mu poszło. Wiele lat później powiedział w wywiadzie, że przesłuchanie i uczęszczanie do Baltimore School for the Arts był czasem, kiedy „mu się poszczęściło”. Nauczyciele prędko dostrzegli jego talent. – Był samorodkiem. Był cholernie dobry jak na dzieciaka w tym wieku – wspomina Richard Pilcher. Inny nauczyciel, Donald Hicken, dodaje: – Myślę, że komisja od razu zauważyła, że tam pasował . Tamtej jesieni Tupac zaczął uczęszczać na zajęcia drugiej klasy. Szybko zrozumiał, że ta szkoła była inna od poprzednich. Na korytarzu wszyscy byli równi. W końcu był w miejscu, gdzie osobiste niepowodzenia nie były pretekstem do osądu. Znoszone, pospinane zszywkami spodnie i nierówna fryzura, które dawniej przyciągały ciekawskie spojrzenia, teraz świadczyły o jego indywidualności. W tej szkole własny styl był doceniany, a nie wyśmiewany. Nareszcie mógł zachowywać się wśród rówieśników swobodnie, za przepustkę wystarczył mu kreatywny geniusz. Przyjęto go do sekcji teatralnej, ale wszyscy znali go już jako jednego z najlepszych raperów w mieście. Zaledwie kilka tygodni po początku roku szkolnego zaczął z łatwością nawiązywać znajomości. Nawet zakolegował się z kilkoma uczniami z ostatnich klas – to zawsze szybka droga na szczyt towarzyskiej piramidy. W lawirowaniu między różnymi grupami – czarnymi, białymi, bogatymi, ubogimi, tancerzami, artystami wizualnymi i występującymi – pomagało także to, że urodził się i wychował w Nowym Jorku, mieście, w którym każdy chciał w przyszłości zabłysnąć. Tupac był prawdziwym kameleonem. Dobrze sobie radził w nowej szkole, ale była jedna grupa, która nie zamierzała przyjąć go w swoje szeregi: paczka czarnych uczniów z sekcji sztuk wizualnych. Uznali, że Tupac był zbyt biedny, by się z nimi zadawać – lub by go w ogóle zauważać. Poczucie bezpieczeństwa, jakie zapewniali mu świeżo poznani znajomi i raczej przyjazne środowisko, dało mu pewność siebie, by rzucić wyzwanie szkolnemu królowi rapu. Tak się złożyło, że był w tamtej ekipie. Po szkole prędko poszła plotka, że coś się kroi, jakaś rapowa rywalizacja. Atmosfera na korytarzach gęstniała. Wszyscy zadawali sobie to samo pytanie: czy ten nowy dzieciak jest na tyle dobry, by wygrać? W wieczór bitwy – miała się ona odbyć na szkolnej imprezie – Tupac dopilnował, by mieć w swoim narożniku Mouse’a. Ubrany w eleganckie czarne spodnie, czarną koszulę i sweter, Tupac poprowadził tłum uczniów do piwnicy obok stołówki. Przedstawił wszystkim Mouse’a – i zaczęli. Tupac nawijał, Mouse robił beatbox – i obaj podgrzewali tłum. Wersy latały w obie strony, każdy próbował zgasić tego drugiego. Uczniowie przyglądali się temu z ekscytacją, ale to występ Tupaca i Mouse’a wywoływał coraz większy aplauz. Przeciwnicy wiedzieli, że przegrywają. W końcu skapitulowali i zarządzili odwrót. – Widać było jak na dłoni, że ćwiczyli, bo nigdy nie widziałem czegoś takiego… Pokonali nas! – mówił Darri


W Polsce ukazała się jedyna autoryzowana biografia Tupaca Shakura, która powstała z inicjatywy jego matki – Afeni Shakur. Książka autorstwa Staci Robinson to historia człowieka, który stał się symbolem sprzeciwu, głosem pokolenia i jedną z największych ikon kultury XX wieku. Polskie wydanie ukazało się nakładem Wydawnictwa SQN – dzięki jego uprzejmości mamy dla Was fragment książki.
"– Czarnuch!
Słowo odbiło się od szklanych drzwi Baltimore School for the Arts i dotarło do uszu Tupaca. Odwrócił się i zobaczył samochód, a w nim białe dzieciaki. Patrzyły na niego. Jeden splunął przez okno. Tupac zamarł.
Afeni wiedziała, że ta chwila nadejdzie. Przygotowywała go na nią.
– W życiu każdego czarnego chłopca, który kończy siedem lat albo później, kiedy ma na przykład jedenaście, lub jeszcze kiedy indziej – tłumaczyła w wywiadzie – istnieje dziewięćdziesiąt procent szans, że ktoś na niego spojrzy i rzuci wyzwiskiem. Bez różnicy jakim… to nie musi być słowo na „cz”… Spojrzą na dziecko i pokażą mu, gdzie jest jego miejsce w tym kraju. Chciałam, żeby kiedy to się stanie, umiał skierować się tu – w tym momencie Afeni położyła rękę na sercu – i odnaleźć piękno, czystość, siłę ducha, żeby odszukał to w sobie i umiał się sprzeciwić.
Tupac postąpił, jak go uczyła. Wziął głęboki oddech. Ani myślał pozwolić, by głupota i złośliwość tych dzieciaków wytrąciła go z równowagi. Szkoda mu było czasu na takie bzdury. Nadszedł dzień przesłuchania – i nic nie mogło mu przeszkodzić w dobrym występie. Szybko wziął się w garść, odwrócił się i wszedł do budynku. Stanął pod kręconymi schodami z marmuru, by zebrać myśli przed przesłuchaniem.
Wszedł do szkolnego audytorium i usiadł. Czekał, aż go wywołają. Gdy usłyszał swoje nazwisko, przywołał wszystkie nauki Erniego McClintocka i zaprezentował monolog z Rodzynka w słońcu. Zamiast jednak powtarzać kwestie, które wypowiadał jako Travis, wyrecytował słowa napisane dla jego ojca, Waltera Lee – być może dlatego, że trochę od tamtego czasu wydoroślał. Nie miał tremy przed czteroosobową komisją, deklamował bez stresu, stanowczo. Kiedy zamilkł, był pewien, że dobrze mu poszło. Wiele lat później powiedział w wywiadzie, że przesłuchanie i uczęszczanie do Baltimore School for the Arts był czasem, kiedy „mu się poszczęściło”. Nauczyciele prędko dostrzegli jego talent.
– Był samorodkiem. Był cholernie dobry jak na dzieciaka w tym wieku – wspomina Richard Pilcher.
Inny nauczyciel, Donald Hicken, dodaje:
– Myślę, że komisja od razu zauważyła, że tam pasował .
Tamtej jesieni Tupac zaczął uczęszczać na zajęcia drugiej klasy. Szybko zrozumiał, że ta szkoła była inna od poprzednich. Na korytarzu wszyscy byli równi. W końcu był w miejscu, gdzie osobiste niepowodzenia nie były pretekstem do osądu. Znoszone, pospinane zszywkami spodnie i nierówna fryzura, które dawniej przyciągały ciekawskie spojrzenia, teraz świadczyły o jego indywidualności. W tej szkole własny styl był doceniany, a nie wyśmiewany. Nareszcie mógł zachowywać się wśród rówieśników swobodnie, za przepustkę wystarczył mu kreatywny geniusz.
Przyjęto go do sekcji teatralnej, ale wszyscy znali go już jako jednego z najlepszych raperów w mieście. Zaledwie kilka tygodni po początku roku szkolnego zaczął z łatwością nawiązywać znajomości. Nawet zakolegował się z kilkoma uczniami z ostatnich klas – to zawsze szybka droga na szczyt towarzyskiej piramidy. W lawirowaniu między różnymi grupami – czarnymi, białymi, bogatymi, ubogimi, tancerzami, artystami wizualnymi i występującymi – pomagało także to, że urodził się i wychował w Nowym Jorku, mieście, w którym każdy chciał w przyszłości zabłysnąć. Tupac był prawdziwym kameleonem.
Dobrze sobie radził w nowej szkole, ale była jedna grupa, która nie zamierzała przyjąć go w swoje szeregi: paczka czarnych uczniów z sekcji sztuk wizualnych. Uznali, że Tupac był zbyt biedny, by się z nimi zadawać – lub by go w ogóle zauważać. Poczucie bezpieczeństwa, jakie zapewniali mu świeżo poznani znajomi i raczej przyjazne środowisko, dało mu pewność siebie, by rzucić wyzwanie szkolnemu królowi rapu. Tak się złożyło, że był w tamtej ekipie. Po szkole prędko poszła plotka, że coś się kroi, jakaś rapowa rywalizacja. Atmosfera na korytarzach gęstniała. Wszyscy zadawali sobie to samo pytanie: czy ten nowy dzieciak jest na tyle dobry, by wygrać?
W wieczór bitwy – miała się ona odbyć na szkolnej imprezie – Tupac dopilnował, by mieć w swoim narożniku Mouse’a. Ubrany w eleganckie czarne spodnie, czarną koszulę i sweter, Tupac poprowadził tłum uczniów do piwnicy obok stołówki. Przedstawił wszystkim Mouse’a – i zaczęli. Tupac nawijał, Mouse robił beatbox – i obaj podgrzewali tłum. Wersy latały w obie strony, każdy próbował zgasić tego drugiego. Uczniowie przyglądali się temu z ekscytacją, ale to występ Tupaca i Mouse’a wywoływał coraz większy aplauz. Przeciwnicy wiedzieli, że przegrywają. W końcu skapitulowali i zarządzili odwrót.
– Widać było jak na dłoni, że ćwiczyli, bo nigdy nie widziałem czegoś takiego… Pokonali nas! – mówił Darrin Basteld, jeden z tych, którzy mierzyli się wtedy z Tupakiem.
Po zwycięstwie, gdy zasłużył na szacunek całej szkoły, Tupaca wciągnęła popularność. Jego pewność siebie, dawniej zachwiana trudnymi doświadczeniami z Roland Park i Dubar High, teraz rosła tym szybciej, im swobodniej czuł się w nowym otoczeniu. To było miejsce, gdzie modne było to, co eklektyczne, a rzadko widywano tam adidasy muszelki lub kurtki od Startera, więc jeansy Tupaca z napisem MC NEW YORK były jego znakiem rozpoznawczym. Nawet zaczął malować paznokcie na czarno.
– O co chodzi z tym lakierem? – zapytała go pewnego dnia Afeni.
– A, to – odparł, patrząc na swoje rozpostarte palce. – Chodzi o to, żebym nie zapominał o mojej kobiecej stronie.
– Co ty wiesz o kobiecości?
– Wszystko, czego mnie nauczyłaś. I nie chcę o tym za pomnieć. A to ma mi przypominać.
Afeni posłała mu dumny uśmiech. Widziała, jak rodziła się inteligencja emocjonalna jej syna. Wiedziała, że mężczyzna, którym się stawał, miał silny kręgosłup. Z radością patrzyła na to, jak nowe życie w artystycznej szkole wzbogaca jego świadomość o nieznane dotąd perspektywy."
Więcej informacji o książce znajdziecie tutaj.
Artykuł powstał w płatnej współpracy z Wydawnictwem SQN