Marzenie ĹciÄtej gĹowy / The Mastermind
Kelly Reichardt przyzwyczaiĹa juĹź swojÄ
widowniÄ, Ĺźe jeĹli siÄga po kino gatunkowe, to jest to prĂłba z natury antygatunkowa â jakby specjalnie oddajÄ
ca ducha kina niskobudĹźetowego. StojÄ
c na straĹźy filmowego niezalu, byÄ moĹźe jako jedna z niewielu w amerykaĹskim kinie jest w stanie wyciÄ
gnÄ
Ä esencjÄ ludzkich relacji chociaĹźby z westernu o dojeniu krowy ("Pierwsza krowa"). Z prostoty uczyniĹa swĂłj
Kelly Reichardt przyzwyczaiĹa juĹź swojÄ
widowniÄ, Ĺźe jeĹli siÄga po kino gatunkowe, to jest to prĂłba z natury antygatunkowa â jakby specjalnie oddajÄ
ca ducha kina niskobudĹźetowego. StojÄ
c na straĹźy filmowego niezalu, byÄ moĹźe jako jedna z niewielu w amerykaĹskim kinie jest w stanie wyciÄ
gnÄ
Ä esencjÄ ludzkich relacji chociaĹźby z westernu o dojeniu krowy ("Pierwsza krowa"). Z prostoty uczyniĹa swĂłj charakterystyczny styl, wyrafinowany i autorski â stojÄ
cy w kontrze do naszych przyzwyczajeĹ. Podobnie rzecz ma siÄ z jej wieĹczÄ
cym canneĹski konkurs "The Mastermind": osadzonym w latach 70. heist-movie o mÄĹźczyĹşnie, ktĂłry ubzduraĹ sobie skok na obrazy w lokalnym muzeum. W roli gĹĂłwnej wyrastajÄ
cy na gwiazdÄ mĹodego pokolenia Josh OâConnor, ktĂłry wciela siÄ w Jamesa â faceta po trzydziestce, mieszkajÄ
cego w Massachusetts z ĹźonÄ
(Alana Haim) i dwĂłjkÄ
nieco krnÄ
brnych synĂłw, ale bez pracy i prospektĂłw na wyraĹşnÄ
poprawÄ. Poznajemy ich na wystawie twĂłrczoĹci Arthura Doveâa â amerykaĹskiego abstrakcjonisty, ktĂłrego malarski dorobek stanie siÄ obietnicÄ
na poprawÄ Ĺźyciowego czyĹÄca, w jakim znajduje siÄ James. Z pomocÄ
kilku znajomych tworzy majÄ
cy wykraĹÄ malunki zespóŠrodem z "Fargo". Wiemy jednak, Ĺźe to nie bÄdzie udany skok â szansa na powodzenie bliska jest zeru. Wszystko dlatego, Ĺźe James, zwany teĹź JB, to denialista, ktĂłry szczerze wierzy, Ĺźe tuĹź za rogiem czeka na niego magiczna odmiana losu, gdyby tylko to, gdyby tylko tamto⌠Trzyma siÄ tej wiary najsilniej jak siÄ da, a wszystko kosztem innych. Krytykuje tych, ktĂłrzy odnieĹli sukces, a na prowokacje wymagajÄ
cego ojca reaguje raczej defensywÄ
i ironicznÄ
pozÄ
. Jest uosobieniem rozczarowaĹ â kruchutkim facetem, ktĂłremu trudno nawet kibicowaÄ. W Ĺźyciu pozostaje mu tylko wypatrywaÄ nieznanego â stale zastyga w nieobecnym spojrzeniu, czekajÄ
c na zmianÄ. StÄ
d teĹź jako figura ojcowska wypada raczej blado; jako partner â podobnie, bo staÄ go tylko na kilka zapewnieĹ nie znajdujÄ
cych pokrycia w czynach. To kolejny podobny bohater w filmografii Reichardt â pogrÄ
Ĺźona w neurotyzmie wĹasnych doĹwiadczeĹ postaÄ, ktĂłra tym razem wpada w spiralÄ fatalnych w skutkach dziaĹaĹ. James jest wyjÄty rodem z coenowskiej "poetyki potkniÄÄ" â to protagonista uwikĹany w zbrodnie, ktĂłre wydarzajÄ
siÄ pomiÄdzy myciem zÄbĂłw, odebraniem dzieci ze szkoĹy a wstawieniem prania. Daleko mu do tytuĹowego masterminda â w swoim wyparciu zapewne gĹÄboko wierzy takĹźe w to, Ĺźe nic nie jest w stanie mu zagroziÄ. Dlatego, gdy policja trafi na jego trop, bÄdzie musiaĹ bĹÄ
kaÄ siÄ z dala od domu, pozostanie bez jasnego planu w oczekiwaniu na⌠no wĹaĹnie â na co konkretnie? To wtedy historia zaczyna oddychaÄ swoim wĹasnym rytmem â jakby Reichardt celowo wymazywaĹa wydarzenia z poczÄ
tku filmu. Los jej bohatera zaczyna rozpuszczaÄ siÄ w otaczajÄ
cej go, nowej rzeczywistoĹci. Wykluczony z Ĺźycia, ktĂłre dobrze zna, bĹÄ
kajÄ
cy siÄ poza prawem James zaczyna dryfowaÄ w realiach lat 70., stojÄ
c coraz bliĹźej tego, co drga w sumieniu spoĹeczeĹstwa, a coraz dalej swojego ĹźaĹosnego wystÄpku. Przypomina w tym bohaterĂłw "Sundown" Michela Franco oraz "Zawodu: Reporter" Michelangelo Antonioniego â jakby wypisaĹ siÄ z poczÄ
tkowo zaplanowanej dla niego historii i odkryĹ przypadkiem sposobnoĹÄ na nowe Ĺźycie. Reichardt ma wyjÄ
tkowy dryg do bezwysiĹkowego inscenizowania sekwencji, ktĂłre na papierze pozbawione sÄ
dramaturgii czy narracyjnej esencji â jakby prowadziĹa swojÄ
historiÄ bez wyraĹşnego kierunku, wprawiajÄ
c w ruch sceny dla samego dziania siÄ. Rezygnuje z sensacyjnoĹci, stopniowo wygaszajÄ
c w montaĹźu historiÄ â o gatunkowoĹci jej "The Mastermind" przypomina gĹĂłwnie freejazzowa ĹcieĹźka dĹşwiÄkowa, podbudowujÄ
ca w dĹşwiÄku napiÄcie, ktĂłrego raczej nie znajdziemy w obrazie. NajwiÄkszÄ
stawkÄ
w filmie nie jest ani skok na kasÄ, ani potencjalne konflikty; to stojÄ
ca na szali moralnoĹÄ bohatera, ktĂłry wypisaĹ siÄ z dotychczasowych rĂłl, jakie musi speĹniaÄ w codziennej batalii. Podczas oglÄ
dania jego zmagaĹ z samym sobÄ
prÄdzej czy później przychodzi poczucie, Ĺźe James to typ skrzywdzonego przez Ĺźycie oportunisty, ktĂłry zapewne pĂłjdzie tam, gdzie powieje mu wiatr. Reichardt wymyĹliĹa sobie bohatera, ktĂłremu trudno wspĂłĹczuÄ, ale jest on ciekawym odbiciem rzeczywistoĹci lat 70., a moĹźe nawet i wspĂłĹczesnoĹci. W pewnym momencie stanie siÄ czÄĹciÄ
pacyfistycznego pochodu â poĹrĂłd protestujÄ
cych przeciw amerykaĹskiej wojnie w Wietnamie â ale to nie tak, Ĺźe siÄ nagle okreĹliĹ i znalazĹ ĹźyciowÄ
ideologiÄ. Ĺatwo wyczuÄ, do jakiej frakcji przynaleĹźaĹby obecnie James â ktĂłrego afiliacje sÄ
raczej Ĺliskie i maĹo namacalne, w jakimĹ stopniu takĹźe apolityczne. Silna retoryka charyzmatycznych politykĂłw pewnie wzbudziĹaby w nim rezonans, ale tu chodzi bardziej o kryzys sprawczoĹci â brak umiejÄtnoĹci wziÄcia Ĺźycia we wĹasne stery, o ciÄ
gĹe szukanie dziury w caĹym, nie w sobie, a na zewnÄ
trz. W jakimĹ stopniu Reichardt opowiada rĂłwnieĹź o polaryzacji spoĹeczeĹstwa i idÄ
cej za niÄ
przemocy. Subtelniej niĹź Ari Aster w pokazywanym rĂłwnieĹź w Cannes "Eddington" zerka w podbrzusze wizji rzeczywistoĹci, amerykaĹskiego "tu i teraz". Nietrudno o zrĂłwnanie narracji "The Mastermind" do tego, co obecnie piszczy w amerykaĹskiej trawie. Bo chociaĹź odbywa siÄ to subtelnie, zazÄbiajÄ
ce siÄ ze wspĂłĹczesnoĹciÄ
wÄ
tki opowiadajÄ
nam historiÄ niezagospodarowanej mÄskoĹci: kruchych mÄĹźczyzn targanych wĹasnym ego. To film, ktĂłry powinien byÄ puszczany w szkoĹach, im szybciej tym lepiej, a najlepiej z komentarzem autorki, ktĂłrej obserwacje sÄ
okazem wnikliwoĹci, jakiej pozazdroĹciÄ mĂłgĹby niejeden zajadĹy krytyk wspĂłĹczesnoĹci. PowinniĹmy kiedyĹ doĹźyÄ chwili, w ktĂłrej Kelly Reichardt wystÄ
pi w debacie prezydenckiej i opowie nam nieco o Ĺwiecie â z gracjÄ
, wyrafinowaniem, ale i bez spiny, jaka zwykle obecna jest w takich sytuacjach.