I follow you / Eagles of the Republic
JeĹli kino to faktycznie archiwum przeszĹoĹci, plakaty filmowe peĹniÄ
funkcjÄ zachÄty, by nigdy siÄ z niÄ
nie rozstawaÄ. Pewnie wĹaĹnie dlatego "Eagles of the Republic", trzecia i ostatnia czÄĹÄ trylogii kairskiej Tarika Saleha, zaczyna siÄ od ujÄÄ ich pofaĹdowanych, zniszczonych przez deszcz faktur. Ekran wypeĹniajÄ
artystycznie zróşnicowane ilustracje â kolorowe i rÄcznie malowane, sÄ
oczywiĹcie
JeĹli kino to faktycznie archiwum przeszĹoĹci, plakaty filmowe peĹniÄ
funkcjÄ zachÄty, by nigdy siÄ z niÄ
nie rozstawaÄ. Pewnie wĹaĹnie dlatego "Eagles of the Republic", trzecia i ostatnia czÄĹÄ trylogii kairskiej Tarika Saleha, zaczyna siÄ od ujÄÄ ich pofaĹdowanych, zniszczonych przez deszcz faktur. Ekran wypeĹniajÄ
artystycznie zróşnicowane ilustracje â kolorowe i rÄcznie malowane, sÄ
oczywiĹcie dzieĹami samymi w sobie, jakich nie sposĂłb juĹź zobaczyÄ w dzisiejszych egipskich kinoteatrach. W najnowszym filmie twĂłrcy "ChĹopca z niebios" majÄ
teĹź jednak dodatkowÄ
funkcjÄ: przypominaÄ o wspaniaĹej tradycji narodowego przemysĹu, przejÄtego gwaĹtem przez funkcjonariuszy politycznej propagandy. Malowane wspomnienia minionej egipskiej kultury Saleh sprytnie zestawia z jej zepsutÄ
filmowÄ
teraĹşniejszoĹciÄ
. Na wspĂłĹczesnym planie mÄĹźczyzna i kobieta stykajÄ
siÄ sugestywnie odpalonymi koĹcĂłwkami papierosĂłw. ChoÄ ta "scena godna Antonioniego", jak powie o niej zza kadru reĹźyser, duĹźo bliĹźsza jest reklamie batonikĂłw niĹź poetyce dzieĹ autora "Czerwonej pustyni", grajÄ
cy w niej George Fahmy (Fares Fares) zdaje siÄ spokojny o jej powszechny odbiĂłr. Intuicja nigdy go nie zawodzi, pozwalajÄ
c na wierne trzymanie siÄ naczelnej zasady zawodowej: za wszelkÄ
cenÄ nie robiÄ zĹych filmĂłw. Sukcesywna realizacja postanowienia zapewniĹa mu w kraju status idealizowanego boĹźyszcza tĹumĂłw, nawet jeĹli prywatnie Fahmy ma za uszami grzeszki skrupulatnie ukrywane przed obiektywami fotoreporterĂłw. Spotyka siÄ z dziewczynÄ
w wieku swojego syna, z ĹźonÄ
dzieli go cicha separacja, nie chodzi do meczetu, mieszka wystawnie i imprezuje "po amerykaĹsku". Ten prestiĹź oraz styl Ĺźycia mogĹyby Ĺatwo posĹuĹźyÄ jako materiaĹ na hollywoodzkÄ
opowieĹÄ o biograficznych wzlotach i upadkach jakiegoĹ rozchwytywanego aktora. Kino Saleha woli je jednak wykorzystaÄ do wĹasnych celĂłw â kolejnej ostrej krytyki mechanizmĂłw paĹstwowej inwigilacji, a szerzej â bezwzglÄdnoĹci reĹźimu, jak nowotwĂłr toczÄ
cego spoĹeczeĹstwo wspĂłĹczesnego Egiptu. ReĹźyser po raz trzeci â tak samo jak w "ChĹopcu z niebios" czy wczeĹniejszym "Morderstwie w hotelu Hilton"â realizuje swĂłj cel przy pomocy narzÄdzi kina gatunkowego. Jego "trylogia kairska" mogĹaby rĂłwnie dobrze nazywaÄ siÄ "trylogiÄ
kryminalnÄ
", bo bardziej niĹź sama stolica, to wĹaĹnie Ĺledztwo, tajemnica i poczucie nieustajÄ
cego zagroĹźenia pracujÄ
na obraz relacji twĂłrcy z krajem pochodzenia. Inaczej jednak niĹź w przypadku dwĂłch poprzednich odsĹon, "Eagles of the Republic" wprowadza gatunek raczej jako konsekwencjÄ fabularnych wydarzeĹ, a nie konwencjÄ, ktĂłrej odgĂłrnie podporzÄ
dkowany jest film. Najnowsze dzieĹo Saleha zaczyna siÄ przewrotnie jako czarna komedia, satyra na lokalny przemysĹ; jego absurdy, niekompetencjÄ i strachliwÄ
poddaĹczoĹÄ wobec aparatu autorytarnego paĹstwa. Gdy pozycja aktora zaczyna byÄ zagroĹźona, agent sugeruje mu ocieplenie relacji z wĹadzÄ
poprzez wystÄp w propagandowej produkcji o wspaniaĹoĹci republiki. Nazwana jak na ironiÄ "Wola ludu", ma przedstawiaÄ losy prezydenta Abd al-Fattaha as-Sisiego, ktĂłry objÄ
Ĺ rzÄ
dy nad krajem na mocy zamachu stanu w 2013 roku. Fahmy prÄdko orientuje siÄ, Ĺźe w kwestii wĹasnego wystÄpu nie ma za wiele do powiedzenia. Po wstÄpnym odrzuceniu propozycji Smutni Panowie najpierw groĹźÄ
porwaniem syna, potem partnerki, skrupulatnie ukrywanej przed oczami opinii publicznej. Troska o bezpieczeĹstwo wĹasne i bliskich spotyka wĂłwczas kolejny dylemat, trudny dla bohatera w zupeĹnie inny sposĂłb. Jak trzymaÄ siÄ zasady kategorycznego stronienia od kiepskich produkcji i jednoczeĹnie zagraÄ gĹĂłwnÄ
rolÄ w tandetnej politycznej agitce? To pytanie komediowo pobrzmiewa w "Eagles of the Republic" przez niemal caĹy pierwszy akt â zdecydowanie najlepszÄ
czÄĹÄ nowego projektu Saleha, bo pochodzÄ
cÄ
jak gdyby z zupeĹnie innego, ciekawszego filmu. WytrwaĹy w swoich prĂłbach poprawienia "Woli ludu" i nadania jej choÄby pierwiastka artystycznej wartoĹci aktor nie umie zrozumieÄ, jak granicznie jego cele róşniÄ
siÄ od tych politycznych. SubtelnoĹÄ, ktĂłrÄ
stara siÄ z siebie wydobyÄ, kĹĂłci siÄ z jednoznacznoĹciÄ
i przejrzystoĹciÄ
oczekiwanymi przez grupÄ rzÄ
dowych pracodawcĂłw. ReĹźyser wskazuje, Ĺźe natura wspĂłĹczesnej egipskiej kultury siÄga swoimi korzeniami do wizji postulowanej jeszcze przez Goebbelsa; Ĺźe sztuka staĹa siÄ antysztukÄ
, dziaĹajÄ
cÄ
wedĹug wyĹÄ
cznych wytycznych wĹadzy. Zamiast oferowaÄ utoĹźsamienie, ma za zadanie uwypuklaÄ i pogĹÄbiaÄ dystans, zamiast ilustrowaÄ rzeczywistoĹÄ â mitologizowaÄ jÄ
. Gdy Fahmy nakĹada na gĹowÄ ĹysÄ
perukÄ i warstwy pogrubiajÄ
cej charakteryzacji, by maksymalnie upodobniÄ siÄ do ah-Sisiego, przedstawiciel cenzury stanowczo odwodzi go od tego pomysĹu. "Publika nie chce oglÄ
daÄ prezydenta, ale gwiazdÄ filmowÄ
, ktĂłra siÄ w niego wciela" â mĂłwi mu wĂłwczas. Szarpanie siÄ z oczekiwaniami wĹadzy z kaĹźdym dniem staje siÄ dla aktora coraz bardziej niebezpieczne. Jego problemy nie koĹczÄ
siÄ jednak, gdy postanawia w koĹcu obraÄ postawÄ uniĹźonego konformizmu. Opuszczenie gardy paradoksalnie wikĹa Fahmy'ego jeszcze bardziej, bo kaĹźda informacja na jego temat, kaĹźda przysĹuga czy prĂłba ugrania czegoĹ dla siebie, staje siÄ kolejnym haczykiem wbitym w jego skĂłrÄ. Im dalej w tÄ systemowÄ
akupunkturÄ, ty bardziej film z rejonĂłw czarnej komedii zmierza w kierunku tragicznego dreszczowca. O ile Salehowi udaje siÄ przeprowadziÄ widza przez gatunkowÄ
transformacjÄ doĹÄ pĹynnie, o tyle robi to ostatecznie ze szkodÄ
dla samego filmu. Wszystko, co dzieje siÄ wokóŠtragicznego bohatera, zaczyna coraz bardziej przypominaÄ wizytÄ w nawiedzonym zamku. Drugoplanowi aparatczycy sÄ
komiksowo diaboliczni, a w swoim podporzÄ
dkowaniu interesom kraju przestajÄ
przekonywaÄ jako ludzcy bohaterowie, majÄ
cy swoje wĹasne, pozapolityczne Ĺźycie, motywacje czy osobowoĹÄ. W trakcie tego przejĹcia reĹźyser traci namacalnÄ
realnoĹÄ swojego Ĺwiata, wiarygodnoĹÄ ludzi go zaludniajÄ
cych, kupczÄ
c dla gatunkowego napiÄcia rodem z koszmaru. Odwodzi teĹź uwagÄ widza od najciekawszego tematu filmu â skomplikowanej relacji sztuki i wĹadzy w wymiarze zarĂłwno praktycznym, jak i symbolicznym. Szkoda, bo jako jadowity pamflecista osiÄ
gaĹ w "Eagles of the Republic" znacznie wiÄcej. ByĹ w stanie wykazaÄ naraz nieludzkoĹÄ i nieudolnoĹÄ suwerena; nie tylko przedstawiÄ deptanie swobĂłd obywatelskich, ale i obĹmiaÄ je z pozycji moralnej sĹusznoĹci. ZwracajÄ
c siÄ ponownie w kierunku poetyki thrillera, ostatecznie nie osiÄ
ga nic ponad powtĂłrzone po raz wtĂłry wnioski ze swoich poprzednich filmĂłw, podawane widzom z subtelnoĹciÄ
uderzenia policyjnÄ
paĹkÄ
. Co jednak najgorsze, w ten sposĂłb sam wpada w puĹapkÄ "kina na usĹugach idei", ktĂłre jeszcze przed momentem tak zaciekle atakowaĹ. ŝeby nie byĹo, Saleh â w odróşnieniu od propagandystĂłw z "Eagles of the Republic" â ma czyste zamiary, polityczna siĹa jego kina jest ostatecznie waĹźniejsza niĹź kaĹźda inna, a jako widzowie nie tylko stajemy po jego stronie, ale i bijemy brawo do bezkompromisowej krytyki systemu. Pozwala nam na to wiara w jego prawdÄ; tÄ samÄ
prawdÄ opozycjonisty, ktĂłra charakteryzowaĹa dotychczasowe filmy IraĹczykĂłw Farhadiego i Panahiego, BiaĹorusina ĹoĹşnicy czy naszego rodaka Wajdy, gdy w 1981 roku odbieraĹ ZĹotÄ
PalmÄ za "CzĹowieka z Ĺźelaza". Róşnica kryje siÄ jednak w autentycznoĹci przeĹźytych doĹwiadczeĹ. Panahi w obronie wolnoĹci sztuki siedziaĹ w teheraĹskim wiÄzieniu, Wajda biegaĹ z kamerÄ
w trakcie strajku stoczniowcĂłw. Tymczasem Saleh â urodzony i wychowany w Sztokholmie syn Egipcjanina i Szwedki â robiĹ graffiti, tworzyĹ animacje i reĹźyserowaĹ teledyski (miÄdzy innymi do utworu Lykke Li â "I Follow Rivers"). Ostatnio dĹuĹźszy czas w Kairze spÄdziĹ dopiero w latach 90., gdy pracowaĹ tam jako dziennikarz, a od ponad dekady ma zakaz wjazdu do kraju, wydany w nastÄpstwie produkcji "Morderstwa w hotelu Hilton". Nie ma sensu mierzyÄ siÄ na skalÄ politycznego mÄczeĹstwa, ale warto zadaÄ sobie pytanie, czyjej wizji wierzy siÄ bardziej. Ja na przykĹad Salehowi do koĹca nie ufam.