Amatorski gang / Pod przykrywką

To ciekawe, jak różne są modele rozwijania biblioteki filmów oryginalnych przez poszczególne platformy streamingowe: Netflix konsekwentnie inwestuje w produkcje z poszczególnych krajów i regionów, Apple wyznaje zasadę "rzadziej, ale z przytupem", a Disney… w ogóle raczej nie skupia się na filmach oryginalnych z przeznaczeniem do streamingu. Największy chaos panuje chyba jednak w Amazonie: można

Jun 23, 2025 - 22:35
 0
Amatorski gang / Pod przykrywką
To ciekawe, jak różne są modele rozwijania biblioteki filmów oryginalnych przez poszczególne platformy streamingowe: Netflix konsekwentnie inwestuje w produkcje z poszczególnych krajów i regionów, Apple wyznaje zasadę "rzadziej, ale z przytupem", a Disney… w ogóle raczej nie skupia się na filmach oryginalnych z przeznaczeniem do streamingu. Największy chaos panuje chyba jednak w Amazonie: można odnieść wrażenie, że ich filmy oryginalne powstają kompletnie przypadkowo, bez żadnego kalendarza premier czy promocji, a często można byłoby kwestionować sens ich powstania w ogóle. "Pod przykrywką" to kolejny taki film-zagadka w bibliotece Prime Video – przyzwoity, z fajną obsadą, ale którego stworzenie niełatwo racjonalnie uzasadnić. Stojącego za kamerą tego przedsięwzięcia Toma Kingsleya trudno określić mianem "gorącego nazwiska" – kilkanaście lat temu nakręcił świetnie przyjętą w Wielkiej Brytanii czarną komedię "Black Pond", ale potem pracował już niemal wyłącznie w telewizji, w dodatku nie przy tych najpopularniejszych serialach. A skoro "Pod przykrywką" nie mogło przyciągnąć nazwiskiem reżysera, musiało to uczynić obsadą i trzeba przyznać, że na tym polu udało się osiągnąć znacznie więcej. W trójkę głównych bohaterów – życiowych przegrywów, próbujących ratować artystyczne ambicje podczas zajęć z improwizacji – wcielają się Bryce Dallas Howard, Orlando Bloom i znany z "Teda Lasso" Nick Mohammed, ale i na drugim planie roi się od znakomitych nazwisk. Paddy Considine bawi się wizerunkiem brytyjskiego gangstera a la Guy Ritchie, Ian McShane w roli przerażającego bossa trochę wygląda jak zły brat bliźniak jego bohatera z serii "John Wick", a Sean Bean? No cóż, możecie obstawiać czy i tym razem spektakularnie zakończy swój żywot na ekranie. Pomysł fabularny wydaje się cokolwiek karkołomny – oto tróje bohaterów o zróżnicowanych umiejętnościach aktorskich (od profesjonalistki przez gościa z reklamy pizzy po kompletnego żółtodzioba) zostaje zwerbowanych przez policjanta (w tej roli Bean) do serii ustawek, mających na celu zdemaskowanie drobnych przestępców. Okazuje się jednak, że działający pod przykrywką improwizatorzy zbyt mocno wchodzą w rolę i zostają wplątani w znacznie grubszą intrygę. Zamiast płotek, zaczynają polować na grube ryby i szybko poziom ryzyka zaczyna ich przerastać. Co dalej? Być może będziecie zaskoczeni, ale to w zasadzie wszystko, jeśli chodzi o treść – twórcy ogrywają główny temat poprzez serię scen przypominających skecze. Wciąganie koki dla niepoznaki? Proszę bardzo! Niebezpieczny pościg, tyle że w wydaniu jak z "Johnny’ego Englisha"? Nie ma sprawy! I może nic więcej nie byłoby potrzebne, gdyby obśmiewanie gangsterskiej konwencji odbywało się w naprawdę zabawny sposób. Tymczasem humoru jest tu naprawdę niewiele, w dodatku skupia się on głównie wokół przesadnie ambitnego i zaangażowanego Marlona (Orlando Bloom bawi się w tej roli doskonale) i nieporadnego Hugh (Nick Mohammed odstawiający Nathana z pierwszego sezonu "Teda Lasso"). Postać Kat zmarnowano zupełnie, tak jak Howard zmarnowała ostatnie lata swojej kariery – po jednej niezbyt udanej historii szpiegowskiej (ubiegłoroczny "Argylle") dołożyła kolejną i na razie nic nie zapowiada, by w najbliższym czasie udało jej się wrócić na ścieżkę sukcesu. "Pod przykrywką" to film z kategorii "Guy Ritchie lubi to" – bogato korzystający z gatunkowych wzorców, a właściwie je kopiujący, wybierający najprostsze środki prowadzące do rozbawienia widza, co jednak udaje się rzadko i raczej przypadkowo. Trochę szkoda zmarnowanej obsady i bohaterów, o których nie dowiadujemy się niczego ponad ich stereotypowy rys. Ot, kolejna komedyjka sensacyjna niczym z taśmy produkcyjnej – niby przeszła kontrolę jakości, ale rynku nie zrewolucjonizuje.